Ekonomia wydaje się nauką skomplikowaną, nudną i mało przydatną w życiu prywatnym zwykłego obywatela. Dlatego postanowiłam sporządzić prognozę dla Rosji na następny rok z punktu widzenia osobistych interesów Rosjan.
Zacznijmy od prognozy budżetowej rządu, która została sporządzona aż do 2042 r. Najważniejsze jest to, że zgodnie z nią budżet pozostanie deficytowy przez wszystkie te lata. Różnić się będzie tylko wielkość deficytu — w prognozie bazowej do 2042 r. wynosi on 21,6 bln rubli (987 mld zł, 2,9 proc. PKB), a w pesymistycznej, nazwanej „konserwatywną” — 54,7 bln (2,5 bln zł, 8,4 proc. PKB). Powodem tego jest szybki wzrost wydatków budżetowych przy niewielkim wzroście dochodów. Nawet w prognozie bazowej do 2042 r. wydatki wzrosną prawie trzykrotnie, do 17 proc. PKB, a w prognozie „konserwatywnej” — do 22 proc. PKB.
Wzrost dochodów władze szacują na 2 proc. rocznie, a tych z ropy i gazu — na 3 proc. Co do tych ostatnich istnieją jednak duże wątpliwości — nawet cena ropy naftowej wynosząca 59 dol. (212 zł) w przyszłym roku wydaje się zbyt optymistyczna. Od 2030 r. i dalej prognoza dla ropy wynosi 69 dol. (248 zł) za baryłkę.
Co to oznacza dla zwykłych obywateli? Że będą musieli dopłacać państwu. Ponieważ — jak słusznie powiedziała Margaret Thatcher — państwo nie ma innych pieniędzy poza pieniędzmi podatników. Dodatkowych środków władze będą musiały szukać na różne sposoby — i nie spodoba się to Rosjanom.
Zasada szafki
Pierwszym z nich może być wzrost podatku VAT — najbardziej podstępnego podatku, którego uniknięcie jest prawie niemożliwe, ponieważ jest on wbudowany w każdą transakcję, w której uczestniczy osoba prawna. Wyjątkiem są małe firmy i osoby samozatrudnione, które są zwolnione z tego podatku. Małym firmom mocno ograniczono jednak taką możliwość, a eksperyment z osobami samozatrudnionymi kończy się w najlepszym razie w 2028 r. i przy takim budżecie raczej nie zostanie przedłużony.
Oprócz bezpośredniego wzrostu podatków następuje i będzie następować pośredni wzrost płatności na rzecz państwa. Są to działania mające na celu zlikwidowanie „szarej strefy”, która pomaga unikać podatków lub minimalizować je, oraz wprowadzanie coraz to nowych opłat — takich jak opłaty utylizacyjne i technologiczne, a także zwiększenie wysokości i częstotliwości kar oraz wszelkie inne sztuczki fiskalne.
Po drugie — nieuchronnym skutkiem szukania oszczęności będzie inflacja i osłabienie rubla. Jeśli w prognozie na przyszły rok kurs dolara będzie nawet niższy od obecnego — 92,2 rubla w porównaniu z 92,4 w bieżącym roku — to w 2030 r. wyniesie już 104,9 rubla, a do 2042 r. — 133,1 rubla.

Władimir Putin, Petersubrg, 22 grudnia 2025 r.Contributor / Contributor / Getty Images
Z całą pewnością można jednak stwierdzić, że w rzeczywistości rubel spadnie znacznie wcześniej i znacznie bardziej. Już w przyszłym roku bank centralny planuje sprzedać o połowę mniej waluty niż w bieżącym roku. Mniejsza sprzedaż waluty oznacza osłabienie rubla — jest to korzystne dla budżetu, ponieważ wydaje on w rublach, a od eksporterów otrzymuje obcą walutę. Istnieją prognozy, że już w połowie przyszłego roku rubel spadnie do 110-115 rubli za dolara.
Według prognoz rządu dochody z ropy naftowej i gazu będą miały coraz mniejszy udział w budżecie. Już w przyszłym roku spadną do 3,8 proc. PKB w porównaniu z 5,5 proc. w 2024 r., a do 2042 r. zmniejszą się do 1,9 proc. Niedawno rektor Wyższej Szkoły Ekonomicznej, matematyk Nikita Anisimow, z dumą ogłosił, że Rosja zeszła z „naftowej igły”, przestając być zależna od dochodów z ropy i gazu. Przemilczał jednak to, od czego teraz będzie zależał budżet — bo będzie on zależał w dużej mierze od pieniędzy zwykłych Rosjan. I państwo nieuchronnie je zabierze, tak czy inaczej.
Wszystko jest logiczne: aby wziąć pieniądze z szafki, ktoś musi je do niej włożyć: albo zewnętrzni nabywcy rosyjskich towarów (dochody z eksportu), albo obywatele, płatnicy wewnętrznych dochodów budżetu. Taka jest zasada szafki.
Inflacja i podstępność
Osłabienie rubla ma jeszcze jedną konsekwencję — wzrost inflacji. Ta i tak będzie rosnąć przez działania państwa, które podnosi podatki, opłaty niepodatkowe i taryfy. Dlatego właśnie bank centralny na ostatnim posiedzeniu obniżył stopę procentową w sposób czysto symboliczny — z 16,5 proc. do 16 proc., a jego przewodnicząca Elwira Nabiullina uznała za konieczne wyjaśnić, że spodziewa się nowego wzrostu cen. W rzeczywistości wzrost ten nastąpił natychmiast po posiedzeniu banku centralnego, co wywołało nową falę podejrzeń, że Rosstat „manipuluje” oficjalną inflacją, aby stworzyć pożądany obraz sytuacji.
Ogólnie rzecz biorąc, opowieści o tym, że obywatele nie postrzegają wzrostu cen w odpowiedni sposób, można śmiało zignorować. Obywatele wszystko rozumieją prawidłowo — a raczej odczuwają to, patrząc na swój portfel. Czy ma sens fakt, że jajka, które rok temu były liderem wzrostu cen na rynku konsumenckim, zaczęły gwałtownie tanieć, skoro na czoło wysunęły się inne popularne produkty (w języku ekonomicznym — towary o nieelastycznym popycie)?
Koszyk konsumencki, na podstawie którego Rosstat oblicza inflację konsumencką, jest skomponowany w przebiegły sposób — znacznie więcej jest w nim tanich produktów, a ilość artykułów nieżywnościowych w nim jest taka, że gdybyśmy mieli do nich dopasować naszą garderobę, chodzilibyśmy w znoszonych ubraniach. Nie bez powodu inflacja obliczona przez Sberindex na podstawie bezgotówkowych rozliczeń klientów Sbierbanku daje zupełnie inne wyniki niż Rosstat.
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideo
Niemniej jednak całkiem możliwe, że w przyszłym roku inflacja w Rosji będzie niższa niż obecnie. Prawda jest taka, że lepiej byłoby, gdyby ceny rosły: ten sam Sberindex już odnotowuje spadek popytu konsumenckiego. Nawiasem mówiąc, w przeciwieństwie do Rosstatu, według którego popyt rośnie.
Co to oznacza? Rosjanie zaczęli oszczędzać — a to źle. Bo niższy popyt oznacza gorszą sytuację dla biznesu działającego w sektorze konsumenckim. A ta jest równa z brakiem wzrostu, a nawet spadkiem wynagrodzeń (i podatków). I nie tylko: coraz więcej informacji wskazuje na to, że różne przedsiębiorstwa przechodzą na czterodniowy tydzień pracy, czyli próbują uniknąć redukcji personelu. Zwolnienia jednak już trwają — w branżach, w których wynagrodzenia stanowią większość kosztów. Zamykane są kawiarnie i restauracje, salony kosmetyczne i kluby fitness.
W kieszeniach obywateli będzie jeszcze mniej pieniędzy — i będą musieli jeszcze bardziej oszczędzać.
Paliwo dla inflacji
W tym miejscu chciałbym powrócić do polityki rosyjskiego banku centralnego. Utrzymując wysoką stopę procentową, zmusza on zarówno przedsiębiorstwa, jak i obywateli do ponoszenia kosztów drogich kredytów. Uzasadnia to jednak tym, że tylko w ten sposób można poradzić sobie z inflacją.
Osłabiając rubla, bank centralny dodatkowo jednak pobudzi inflację. Wychodzi na to, że nie hamuje się inflacji, a jedynie popyt konsumpcyjny. Ma to swoją okrutną logikę — kiedy import jest ograniczany sankcjami i restrykcjami walutowymi, a własna produkcja zostaje przekierowana na produkty wojskowe, deficytu towarów konsumpcyjnych można uniknąć tylko poprzez uniemożliwienie dostępu do nich coraz większej liczbie osób.
Nie jest to wcale model rynkowy. Kiedy twoi rodzice lub dziadkowie wspominają, jak za czasów Stalina na początku lat 50. w sklepach stały beczki z ikrą i góry konserw krabowych, zapytaj ich, jak często je kupowali. Odpowiedź brzmi: praktycznie nigdy. Podobnie jak wiele innych produktów, które pojawiły się wówczas w sklepach — bo przez swoje ceny były one dla większości niedostępne.

Prezeska rosyjskiego banku centralnego Elwira Nabiullina, 20 czerwca 2025 r.SOPA Images / Contributor / Getty Images
Biznes oczywiście znajduje wyjście z tej sytuacji — albo zmniejsza rozmiar opakowania, albo obniża jakość produktów, wprowadzając do nich tanie zamienniki. Oznacza to, że na gotowaną kiełbasę w sałatce olivier będziecie mogli sobie pozwolić zarówno w następnym roku, jak i w 2042 r. Tylko że będzie w niej mniej mięsa.
Nawiasem mówiąc, ograniczenie marży, którego wymagają od detalistów, dotyczy zazwyczaj właśnie takich niskiej jakości „ludowych” produktów. Te zabawy z cenami dają Rosstatowi możliwość radosnego raportowania o spowolnieniu inflacji.
Na rynku już występują deficyty i będą nam towarzyszyć przez długi czas. Na razie nie dotyczy to produktów spożywczych, ale przykładowo regularnie zdarzają się przerwy w dostawach leków, zazwyczaj tych niezbędnych do życia. Coraz częściej ludzie zauważają, że muszą dłużej czekać na operacje, coraz częściej rodzice w szkołach są proszeni o zrzutki na jakiś cel. Nie jest to przypadek: rząd woli zmniejszać deficyt wydatków, „ograniczając” wydatki na potrzeby obywateli — i sądząc po prognozie budżetowej do 2042 r., tak będzie nadal.
Nieciekawie jest również w przypadku produktów spożywczych. W tym roku Rosja po raz pierwszy od pięciu lat stała się importerem netto żywności, czyli kupiła więcej produktów spożywczych niż sprzedała. To smutne — jeszcze niedawno rolnictwo i przemysł spożywczy w Rosji mogły pochwalić się tym, że były ważnymi eksporterami. To realne i godne szacunku osiągnięcie niegdyś głodującego kraju, znacznie ważniejsze niż wydobycie ropy naftowej, która miliony lat temu znalazła się w trzewiach Rosji bez udziału człowieka.
Stagnacja koloru khaki
Prokremlowski ośrodek badawczy CMAKP stwierdza, że nie później niż w połowie przyszłego roku rosyjska gospodarka wejdzie w recesję. Według jego obliczeń cywilny sektor przemysłowy już się w niej znajduje, ale teraz hamuje również sektor zbrojeniowy. Ostatnim motorem wzrostu są wydatki konsumenckie — ale te już w przyszłym roku najprawdopodobniej przestaną rosnąć.
Kolejna zauważana tendencja — redukcja miejsc na uczelniach wyższych, przede wszystkim na kierunkach humanistycznych, oraz zachęcanie uczniów do zdobywania zawodów robotniczych. Wydaje się to sprzeczne z logiką — po co kształcić rzesze tokarzy, ślusarzy i operatorów maszyn, skoro produkcja zwalnia? Nie ma tu jednak żadnej sprzeczności. Nadmiar wykwalifikowanych pracowników umożliwi zatrudnianie ich w produkcji za niższe wynagrodzenia, a to uwolni środki dla przedsiębiorstw na zwiększenie produkcji — przede wszystkim tej wojskowej i innej potrzebnej państwu.

Rosjanin w sklepie obok stoiska z kalendarzami na rok 2026 z wizerunkiem Władimira Putina, Moskwa, 6 grudnia 2025 r.Contributor / Contributor / Getty Images
Rosja będzie coraz bardziej pozostawać w tyle za Zachodem pod względem technologicznym. Dmitrij Biełousow, który wraz ze swoim bratem Andriejem Biełousowem, obecnie ministrem obrony, stworzył CMAKP, zapewnia nawet, że technologiczne zacofanie Rosji jest zaletą — bo dzięki niemu od razu przeskoczy do zaawansowanych technologii i taniej je zdobędzie. Najwyrażniej zapomniał o poprzednim takiem „skoku” — kiedy Rosja wydawała pieniądze z ropy naftowej na zakup obcych technologii i została z niczym, kiedy one zniknęły wraz z rozpoczęciem wojny.
Kładąc nacisk na kształcenie młodych Rosjan w zawodach robotniczych, państwo wszystko rozumie prawidłowo. Zdaje sobie sprawę z tego, że w warunkach regresu technologicznego w Rosji nie są potrzebni intelektualiści — bo po prostu nie będą mieli co robić w kraju, który powrócił do epoki przemysłowej. Potrzebne będą natomiast ręce robotnicze — wiele rąk. Bo automatyzacja i robotyzacja również przeminą bez echa.
Stąd częściowo (ale nie tylko) wynikają natarczywe apele władz o rodzenie dzieci — bo państwo potrzebuje nie tylko żołnierzy, ale także robotników, kołchozników — czyli pracowników rolnych — i wykonawców innych prostych zawodów.
Wyłania się z tego ponury obraz. Nie, nie kryzysu — ten zakłada przynajmniej oczyszczenie z głupoty i nieefektywności, po czym gospodarka zaczyna łatwiej oddychać. A w lepkim jak bagno zastoju, w którym gospodarka z każdym dniem pogrąża się coraz głębiej, obywatelom robi się trochę gorzej — nie na tyle, żeby znaleźć w sobie siłę, by wszystko zmienić, ale wystarczająco, żeby nie odczuwać optymizmu co do przyszłości.
Będzie gorzej i drożej z jedzeniem, gorzej i drożej z innymi towarami. Będzie mniej dochodów, więcej zakazów i kar, głośniejsza propaganda „prostego życia” — z pracą przy maszynie i gromadką dzieci. Kto żył w czasach stagnacji, pamięta, jak to było.
Jedyna różnica polega na tym, że tym razem stagnacja będzie miała kolor khaki — bo nawet w przypadku zakończenia działań wojennych wojna jako taka nie dobiegnie końca. Wręcz przeciwnie — zaostrzy się retoryka militarystyczna i apele o poświęcenie osobistego dobrobytu dla ratowania ojczyzny przed czymś. A sądząc po sygnałach dochodzących z Kremla, właśnie w przyszłym roku zostanie ostatecznie ukształtowany system, w którym, zgodnie z prognozą rządu, Rosja będzie funkcjonować co najmniej do 2042 r.