Urzędnik: — Kaczyński już kilka razy był w Pałacu. Te spotkania odbywają się dość regularnie. Biorą w nich udział oczywiście prezes PiS i Nawrocki. Zwykle towarzyszą im ich najbliżsi współpracownicy: Paweł Szefernaker i Zbigniew Bogucki z jednej strony, a także Mariusz Błaszczak, czy Joachim Brudziński z drugiej.

Pod tym względem wiele się zmieniło w porównaniu z prezydenturą Andrzeja Dudy. Ten z Jarosławem Kaczyńskim w pewnym momencie w ogóle przestał rozmawiać. Panowie pokłócili się jeszcze w 2017 r. o prezydenckie weta do ustaw sądowych.

Kontakty „dużego pałacu” z Nowogrodzką odbywały się głównie dzięki pośrednikom. I choć Duda przez dekadę przykładał rękę do większości najbardziej kontrowersyjnych zmian prawa, ich relacje zostały prawie całkowicie zerwane.

 1. posiedzenie Sejmu X kadencji, 13.11.2023 r. Na zdjęciu Jarosław Kaczyński, Mariusz Błaszczak i Andrzej Duda

1. posiedzenie Sejmu X kadencji, 13.11.2023 r. Na zdjęciu Jarosław Kaczyński, Mariusz Błaszczak i Andrzej DudaAndrzej Iwanczuk/REPORTER/EN / East News

Jednak na początku pierwszej kadencji byłego prezydenta wydarzyło się jeszcze coś. Pod koniec września 2015 r. „Fakt” przyłapał Andrzeja Dudę, który późnym wieczorem odwiedził Jarosława Kaczyńskiego w jego domu na warszawskim Żoliborzu. Przypomnijmy, Duda wówczas od blisko dwóch miesięcy był głową państwa. Mimo to w kolumnie samochodów z ochroną udał się w gości do prezesa PiS jak zwykły partyjny podwładny.

Być może w jego otoczeniu zabrakło wtedy kogoś, kto szepnąłby np.: „Andrzej, tak nie powinno być. Jesteś prezydentem, nie możesz zachowywać się jak petent”.

Zresztą otoczenie Andrzeja Dudy politycznie było wtedy słabe. Kluczowe postaci w PiS wolały robić karierę w rządzie. Do Kancelarii Prezydenta szli politycy z drugiego szeregu albo znajomi prezydenta. Wśród nich był Wojciech Kolarski, szkolny kolega Dudy, który uchował się w kancelarii głowy państwa już po odejściu swojego ziomka.

— Wojtek zawsze podkreśla, że to nie jest tak, iż Andrzej mu załatwił robotę u Nawrockiego, bo on się z nim znał jeszcze z czasów, kiedy obecny prezydent był szefem IPN. Faktycznie, Kolarski u Dudy zajmował się m.in. kwestiami związanymi z pamięcią i historią — słyszymy od jego znajomego.

Wojciech Kolarski

Wojciech KolarskiPiotr Nowak / PAP

Popularny „Kolargol” w otoczeniu obecnej głowy państwa jest jednak w drugim, jeśli nie trzecim szeregu. Pierwsze skrzypce grają inni. Zwykły obserwator mediów mógłby stwierdzić, że Kancelarią Prezydenta trzęsie dziś trio: Paweł Szefernaker, Zbigniew Bogucki i Marcin Przydacz.

„Szefer”

Szefernaker, szef Gabinetu Prezydenta. Dla Karola Nawrockiego jest kluczowy — kierował jego kampanią prezydencką. W kampaniach ma doświadczenie jak mało kto. Teraz ma gabinet tuż obok tego prezydenckiego. Jest wychowankiem Joachima Brudzińskiego, wpływowego polityka PiS z Pomorza Zachodniego. Szefernaker uchodzi za człowieka od zadań specjalnych.

Karol Nawrocki oraz szef gabinetu prezydenta Paweł Szefernaker

Karol Nawrocki oraz szef gabinetu prezydenta Paweł SzefernakerLeszek Szymański / PAP

Szefem Kancelarii jest Zbigniew Bogucki, też z Zachodniopomorskiego, gdzie za rządów PiS był wojewodą. A to oznacza, że jego politycznej kariery bez przychylności Brudzińskiego raczej by nie było. Przez jego biurko przechodzą nominacje, projekty ustaw, decyzje kadrowe w pałacu.

Nie był jednak pierwszym wyborem Karola Nawrockiego. Przez wiele tygodni kandydatem numer jeden do objęcia tej funkcji był Przemysław Czarnek. Ostatecznie tak się jednak nie stało. Wersje są co najmniej dwie.

Polityk PiS: — Nawrocki widział, że Przemek politycznie rośnie. Mógłby mu skraść show, bo jest sprawny medialnie, a nasi wyborcy go uwielbiają. Dlatego postawił mu warunek: albo rezygnujesz z kariery we władzach partii, albo nici z roboty w Pałacu. Wiedział, że Czarnek ma ambicje związane z polityką partyjną, więc zdawał sobie sprawę, iż ten nie będzie gotów ich porzucić.

Doświadczony parlamentarzysta PiS: — Nawrocki bardzo długo czekał na odpowiedź Przemka, a ten się wahał. Trwało to za długo. Czarnek w końcu przyszedł do Karola i powiedział, że chce u niego pracować, ale ten był już dogadany z Boguckim.

Ambicje szefa Kancelarii Prezydenta są widoczne gołym okiem. Niektórzy w PiS twierdzą nawet, że chciałby być kiedyś premierem. Jego apetyt na stanowiska wzrósł po tym, gdy jesienią 2024 r. znalazł się na liście potencjalnych kandydatów partii na prezydenta.

Szef KPRP Zbigniew Bogucki

Szef KPRP Zbigniew BoguckiRadek Pietruszka / PAP

Zresztą podobnie było z Marcinem Przydaczem, który u Nawrockiego odpowiada dziś za politykę zagraniczną. To powrót do Pałacu, bo Przydacz pracował tu już przy Andrzeju Dudzie. Potem był wiceszefem MSZ, na chwilę wrócił pod skrzydła głowy państwa, a jesienią 2023 r. dostał się do Sejmu.

— Marcin chce być ministrem spraw zagranicznych. Nic innego go nie interesuje. Dlatego przy każdej okazji atakuje Sikorskiego. To jest chłopak spod Pajęczna [woj. łódzkie]. On już teraz ma poczucie, że doleciał na Księżyc, więc jego aspiracje mogą tylko rosnąć — słyszymy w PiS.

Urzędnik: — W sprawach międzynarodowych Przydacz jest oczywiście ważny w Kancelarii Prezydenta, ale i tak wszystkie kwity muszą przejść przez Szefernakera.

Marcin Przydacz

Marcin PrzydaczAlbert Zawada / PAP

Bastion betonowej prawicy

Nad tym wszystkim unosi się cień Sławomira Cenckiewicza, szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego. W przeciwieństwie do swoich poprzedników specjalnie nie udaje technokraty. To twardy ideolog, historyk od lustracji, były szef Wojskowego Biura Historycznego, przewodniczący komisji ds. wpływów rosyjskich. Dostał do ręki wymarzone narzędzie — BBN.

Razem z nim w Biurze pojawili się generałowie o wyraźnym politycznym sznycie: były szef SWW gen. Andrzej Kowalski i gen. Mirosław Bryś, robiący karierę w MON w czasach Mariusza Błaszczaka. Ten zestaw tworzy coś w rodzaju „bastionu betonowej prawicy” w obrębie Pałacu. Jeśli prezydent używa bezpieczeństwa jako pałki w sporze z rządem, to architektem tej taktyki jest Cenckiewicz.

Co ważne, w partii słychać, że Cenckiewicz — prywatnie bliski znajomy prezydenta — uważa się za współautora sukcesu Nawrockiego. Nigdy nie był ulubieńcem Jarosława Kaczyńskiego, choć swoje zasługi ma — napisał m.in. biografię polityczną jego brata Lecha. Jednak zawsze blisko był związany raczej z Antonim Macierewiczem, z którym likwidował Wojskowe Służby Informacyjne.

Sławomir Cenckiewicz i Karol Nawrocki

Sławomir Cenckiewicz i Karol NawrockiRadek Pietruszka / PAP

Problem polega na tym, że szef BBN nie ma dostępu do informacji tajnych. Stracił je za ujawnienie — jeszcze za rządów PiS — planów obronnych armii. Nie jest wpuszczany na posiedzenia rządowego komitetu ds. bezpieczeństwa. Zastępuje go gen. Bryś. Ten układ jest jednak dysfunkcjonalny, co stało się jasne przy okazji sprawy przekazania Ukrainie wychodzących ze służby w Wojsku Polskim poradzieckich myśliwców MiG-29.

Decyzję w tej sprawie podjął rząd, ale prezydent przekonywał, że nic o tym nie wie. Protokoły jednak nie kłamią. Sprawa była dwukrotnie omawiana na spotkaniach wspomnianego komitetu. Uczestniczył w nich gen. Bryś. Nie przekazał jednak informacji wyżej — czytaj do Sławomira Cenckiewicza — bo ten nie ma dostępu do tego typu informacji. Tymczasem tylko on z ramienia BBN kontaktuje się z Karolem Nawrockim. Kółko więc się zamyka.

Desant IPN: prywatna armia prezydenta

Były urzędnik: — Rozmawiałem niedawno z kolegą z PiS, który lata temu pracował w Kancelarii Prezydenta. Pytałem go, czy chce wrócić. Powiedział, że nawet się nad tym zastanawiał, ale jak zaczął się orientować w sytuacji, okazało się, że jest problem, bo trzeba zrobić miejsce dla desantu z IPN.

„Desant”, to ludzie, z którymi prezydent przepracował całe lata i którym ufa bardziej niż komukolwiek innemu.

Jarosław Dębowski, zwany „Jarkiem z brodą”, dawny szef jego biura w IPN, dziś jest zastępcą szefa Gabinetu Prezydenta. Rafał Leśkiewicz, były rzecznik IPN, został rzecznikiem prezydenta — odpowiada za przekaz, konferencje, media społecznościowe.

Agnieszka Jędrzak przyniosła z IPN doświadczenie we współpracy międzynarodowej, teraz prowadzi Polonię. Mateusz Kotecki przeniósł się z biura kadr i odpowiada za sprawy społeczne i interwencyjne — coś w rodzaju prezydenckiego pogotowia obywatelskiego.

Wreszcie Magdalena Hajduk, dawna szefowa Biura Nowych Technologii IPN, dziś jedna z osób, które pilnują cyfrowej twarzy Pałacu. Ten „IPN-owski rdzeń” jest dla Nawrockiego czymś więcej niż zespołem urzędników. To osobista gwardia: lojalna, przewidywalna, ideowo podobna. To ludzie, którzy w przeciwieństwie do polityków z PiS raczej nie myślą o własnych miejscach na listach do Sejmu.

Karol Nawrocki i Magdalena Hajduk

Karol Nawrocki i Magdalena HajdukEN: Wojciech Olkusnik / East News

Wyjątkową dla Nawrockiego postacią jest jego kapelan, ks. Jarosław Wąsowicz, fanatyczny kibol Lechii Gdańsk, związany z pielgrzymkami kibiców i narodowo-katolickim skrzydłem Kościoła. To wybór mówiący więcej niż niejedno przemówienie.

Z boku widać dwa oczywiste kręgi wpływu: frakcję PiS (Szefernaker, Bogucki, Przydacz) i frakcję IPN (Dębowski, Leśkiewicz, Jędrzak, Kotecki). Wydawało się, że kwestią czasu jest pojawienie się trzeciego wektora — Konfederacji.

Jakiś człowiek z tego środowiska miał objąć jedną z ważnych funkcji w otoczeniu Karola Nawrockiego. Tak się jednak nie stało. Wszystko wskazuje na to, że wojna na linii PiS-Konfederacja zrobiła swoje. No bo trudno określić mianem docenienia konfederackiego środowiska nominacji dla Adama Andruszkiewicza, zastępcy szefa prezydenckiej kancelarii, który wychowywał się politycznie w Młodzieży Wszechpolskiej i Ruchu Narodowym.

Adam Andruszkiewicz

Adam AndruszkiewiczPawel Wodzynski/East News / East News

Andruszkiewicz przed laty jednak zdradził narodowców na rzecz PiS i dziś wśród swoich dawnych kolegów jest znienawidzony i uznany za groteskowego.

Kancelaria stała się też miejscem pracy dla ludzi prawicy, którzy nie bardzo mieli gdzie się podziać. Po korytarzach przechadza się np. Beata Kempa, ziobrystka, która w 2024 r. wypadła z Parlamentu Europejskiego. Przygarnął ją potem Andrzej Duda, a Karol Nawrocki chyba nie miał serca jej wyrzucić. Została.

Szefową Biura Wydarzeń Prezydenta została Anna Plakwicz, specjalistka od komunikacji w partii, która zjadła zęby na kampaniach wyborczych, a za rządów PiS zarabiająca m.in. w spółkach Skarbu Państwa. Współwłaścicielka spółki Solvere, która w 2017 r. zainkasowała kilkaset tysięcy zł za kampanię szkalującą sędziów. Firma jednak nie wypaliła, a Plakwicz wróciła na łono partii.

W Pałacu zaszył się również Tomasz Matynia, bliski współpracownik Mateusza Morawieckiego, gdy ten był premierem. Matynia kierował Centrum Informacyjnym Rządu. Przez wielu na Nowogrodzkiej był uważany za ciało obce. Według przeciwników w partii miał się przyczynić do utraty władzy przez PiS po nieudanej kampanii parlamentarnej w 2023 r. Mimo to pomagał Karolowi Nawrockiemu w bitwie o prezydenturę.

Swojego człowieka w Kancelarii Prezydenta ma też Jacek Sasin. Chodzi o Ryszarda Madziara, który związał swoją karierę z Jackiem Sasinem jeszcze w czasach, gdy były szef Ministerstwa Aktywów Państwowych pracował w wołomińskim samorządzie. Madziar był burmistrzem miasta i przygarnął Sasina w chudych dla niego politycznie latach.

Ten odwdzięczył mu się później posadami w państwowych spółkach. A po utracie władzy przez PiS wspomniany urzędnik próbował dostać się m.in. do Sejmu, ale bez powodzenia. Imał się różnych zajęć (kierował m.in. Wojewódzkim Ośrodkiem Ruchu Drogowego w Lublinie), by wreszcie trafić pod skrzydła Karola Nawrockiego.

I to też może być tylko praca sezonowa. Jeśli PiS za dwa lata przejmie władzę, wielu z tych ludzi przejdzie na posady w strukturach rządu lub państwowych spółkach. Jeśli stanie się inaczej, zostaną. A Karol Nawrocki wie, co robi.

— Niezależnie od politycznych scenariuszy, musi odwdzięczać się partii. Ktoś przecież będzie musiał sfinansować mu kampanię reelekcyjną za pięć lat — mówi Onetowi współtwórca kampanii PiS sprzed lat.