Od 300 do 400 godzin pracy miesięcznie, brak urlopu, brak chorobowego i stawki liczone po kilka złotych za godzinę. To nie margines rynku pracy, lecz codzienność tysięcy osób zatrudnionych na umowach cywilnoprawnych – przekonuje główny inspektor pracy Marcin Stanecki. Jak podkreśla, celem reformy PIP nie są wyłącznie pieniądze i stabilność zatrudnienia, ale także ludzkie życie. Wskazuje na śmiertelny wypadek wykonawcy dzieła: bez etatu nie było ochrony, ubezpieczenia ani świadczeń dla rodziny. „Gdyby był pracownikiem, prawdopodobnie by żył”.

Wyzysk na polskim rynku pracy. Pracują po 300 godzin bez urlopu i chorobowegoWyzysk na polskim rynku pracy. Pracują po 300 godzin bez urlopu i chorobowegofot. Deo Tree / / Shutterstock

Od kilku miesięcy wokół Państwowej Inspekcji Pracy trwa jedna z najostrzejszych debat na rynku pracy od lat. Rząd, pracodawcy, związki zawodowe i sami inspektorzy spierają się o zakres nowych uprawnień PIP, które mają pozwolić skuteczniej walczyć z nadużywaniem umów cywilnoprawnych i fikcyjnemu samozatrudnieniu. Szef Państwowej Inspekcji Pracy w wywiadzie dla PAP przekonywał, że zmiany wynikające z reformy są potrzebne i długo oczekiwane. 

Nawet 10 kontroli w ciągu dniówki

PAP: Nie wszyscy jednak mają tyle zaufania do inspekcji, przynajmniej nie na tyle, by chcieć poszerzać jej uprawnienia. Jest pan zadowolony z obecnego kształtu projektu reformy PIP?

Główny inspektor pracy Marcin Stanecki: Po pierwsze, spełnia się marzenie inspektorów pracy wypowiadane już od wielu lat. Będziemy mieli dostęp do danych ZUS-u, KAS-u, co pomoże nam typować podmioty do kontroli. Zostaną wprowadzone kontrole zdalne, będziemy mogli część dokumentacji dostawać w formie elektronicznej. Kontrole BHP będą mogły być przeprowadzane nawet 10 razy w ciągu dniówki roboczej za pośrednictwem smartfona i połączenia wideo. Pomoże to na przykład w sprawdzeniu, czy na budowie wszyscy noszą hełmy ochronne.

Z kolei możliwość przekształcania umowy cywilnoprawnej w umowę o pracę da nam skuteczne narzędzie do walki z patologiami, bo ciągle podkreślam, że my nie chcemy likwidować polskiej przedsiębiorczości, nie chcemy likwidować umów cywilnoprawnych, chcemy walczyć z nadużyciami.

„Gdyby był na etacie prawdopodobnie nie doszłoby do tej tragedii”

PAP: Opór pracodawców w tej sprawie pana zaskakuje?

M.S.: Oczywiście zaskakuje mnie ta nieufność do Państwowej Inspekcji Pracy, ale myślę, że sami też wychodzimy z inicjatywami. W przyszłym roku w każdym okręgu będzie konferencja poświęcona zatrudnieniu na podstawie umów cywilnoprawnych. Chcemy też wyjść z bardzo dużą akcją informacyjno-edukacyjną, bo uważam, że w polskim społeczeństwie jest olbrzymie zapotrzebowanie na wiedzę z prawa pracy.

Ostatnio na terenie jednego z naszych okręgów doszło do śmiertelnego wypadku przy pracy, któremu uległ wykonawca dzieła. Ze wstępnych ustaleń wynika, że wykonywał prace niebezpieczne w zamkniętej przestrzeni, co doprowadziło do zatrucia gazem. Gdyby był na etacie, zastosowanie miałyby wszelkie przepisy ochronne, jakie powinny być przestrzegane w przypadku takich prac. Przewidują one przede wszystkim obowiązek wykonywania takich prac w dwuosobowym zespole. Gdyby ktoś czuwał nad tym pracownikiem, prawdopodobnie nie doszłoby do tej tragedii, bo w momencie zasłabnięcia natychmiast powinna pojawić się pomoc. W tym przypadku nikogo takiego nie było i pomoc przyszła znacznie za późno.

Trzeba też pamiętać, że w przypadku zatrudnionego na umowie o dzieło nie ma ubezpieczenia, więc rodzina nie ma co liczyć na świadczenia należne po wypadku przy pracy. Podaję ten tragiczny przykład, aby uświadomić wszystkim krytykom reformy, że nasze nowe uprawnienia do przekształcania kontraktów cywilnoprawnych na etaty mają także służyć przeciwdziałaniu takim tragicznym wypadkom. Pracownicy mają większą ochronę przewidzianą w przepisach i przedsiębiorcy powinni tego przestrzegać, aby mieć później czyste sumienie.

Pracownicy czekają, żeby zgłosić swoje umowy do PIP

PAP: Ten przepis budzi jednak obawy także wśród polityków. Ostatnio posłowie PSL wyrazili sceptycyzm co do możliwości przekształcania umów.

M.S.: Na etapie konsultacji projektu pojawiły się w nim pewne kompromisy dotyczące najbardziej krytykowanych przez biznes rozwiązań zaproponowanych przez Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. Decyzja inspektora nie będzie wydawana wstecz, nie będzie też rygoru jej natychmiastowej wykonalności. Wiele osób zapomina jednak, że najważniejsza będzie nie sama decyzja administracyjna, tylko jej rekontrola, czyli weryfikacja, czy podmiot do decyzji się dostosował. My takich nakazów możemy wydać milion, ale musimy potem sprawdzić, czy one zostały wdrożone, czyli czy pracownik został faktycznie zatrudniony na etacie, a wcześniej wysłany na badania, na szkolenia, czy wprowadzono dokumentację pracowniczą, ewidencję czasu pracy, plan urlopów, czy ta osoba ma zapewnione odpowiednie warunki BHP.

Rozmawiałem na ten temat z przedstawicielami organizacji związkowych. Sami przyznali, że są zaskoczeni skalą zgłoszeń od ludzi pracujących na podstawie umów cywilnoprawnych, którzy czekają na nowe przepisy. Mówią, że pierwsze, co zrobią, to złożą skargę do inspekcji. Oczywiście jest swoboda zawierania umów i my tego nie kwestionujemy, ale ta swoboda nie ma charakteru absolutnego.

„Są wyjątki, które pozwalają nie płacić minimalnej stawki godzinowej”

PAP: A to nie będzie trochę uszczęśliwianie ludzi na siłę? Przecież rynek pracy się zmienił, elastyczne formy zatrudnienia nie są już jednoznacznie złe.

M.S.: No tak, tylko z jednej strony mówimy coraz częściej o dobrostanie pracowników, o opiece psychologicznej, o zdrowym żywieniu, aktywności sportowej, debatujemy, czy wprowadzić czterodniowy tydzień pracy, a z drugiej strony mamy osoby zatrudnione na podstawie umów cywilnoprawnych, które nie mają prawa do płatnego urlopu, pracują po 300-400 godzin miesięcznie i nie są w żaden sposób zabezpieczone, jeżeli chodzi o bezpieczeństwo i higienę pracy.

Prosty przykład. Ostatnio młody student opowiadał mi, że zachorował i przez dwa tygodnie musiał żyć ze skromnych oszczędności, bo nie ma prawa do zasiłku chorobowego. A najgorsze jest to, że w przypadku umów cywilnoprawnych są wyjątki, które pozwalają nie płacić minimalnej stawki godzinowej. Zdarzają się sytuacje, że ludzie zarabiają dosłownie kilka złotych. Pracują dwa-trzy miesiące i nic nie zarobią, bo mają nakładane kary umowne za jakiekolwiek przewinienie. A my nie mamy prawa ingerować w treść umowy cywilnoprawnej.

Ponad 150 tys. firm poza radarem PIP. „Praca kilkuset tysięcy osób nie podlega kontroli”
Ekonomiczne uzależnienie od jednej firmy będzie podstawą do zmiany

PAP: To może wyjaśnijmy, w jakich sytuacjach PIP nie będzie zmieniała umów cywilnoprawnych?

M.S.: Na pewno chodzi o czynności krótkotrwałe, doraźne. Nie ma obowiązku, żeby na skoszenie trawnika zawierać umowę o pracę. Jeżeli ktoś przychodzi na dosłownie kilkanaście dni na zastępstwo, to umowa cywilnoprawna będzie miała swoje zastosowanie. Jeśli ktoś prowadzi jednoosobową działalność, ma wielu kontrahentów i nie jest uzależniony ekonomicznie od jednej firmy, to też nie będziemy tego kwestionować. Nam chodzi o takie sytuacje, gdy ktoś miał dotychczas umowę o pracę, a pod naciskami pracodawcy musi przejść na jednoosobową działalność, bo inaczej straci źródło utrzymania siebie i swojej rodziny. To jest dla mnie rażące obejście przepisów, zwłaszcza że bardzo często po stronie pracodawców decyduje o tym zwykła chęć zwiększenia zysków.

Jedna faktura w miesiącu? KSeF ułatwi wytropienie fikcyjnego samozatrudnienia

Podam też inny przykład, który mnie osobiście bardzo bulwersuje. Jeden z pracodawców deklarował, że daje na 12 miesięcy umowę-zlecenie, na próbę. Jak ktoś się przez 12 miesięcy sprawdzi, to może w nagrodę dostanie umowę o pracę. To jest niedopuszczalne. Umowa o pracę nie jest nagrodą za to, że dobrze pracujemy. To podstawowe prawo pracownika.

PAP: Reforma zagwarantuje PIP wymianę danych z Zakładem Ubezpieczeń Społecznych. Inspekcja będzie w stanie bezpiecznie je przechowywać?

M.S.: Pracujemy nad tym. Nie ulega wątpliwości, że nie jesteśmy tak zinformatyzowani, jak ZUS i KAS. Nam ta reforma stwarza szansę na to, żeby być równie nowoczesnym i zaawansowanym technologicznie urzędem. Przygotowujemy audyt bezpieczeństwa, mamy też grupę osób, która jest oddelegowana do współpracy z ZUS-em. Będziemy gotowi z wykonaniem wszystkich obowiązków, które na nas spoczną.

Co z luką płacową?

PAP: Inspektorzy w czasie kontroli przyglądają się luce płacowej?

M.S.: W 2024 roku wpłynęło do nas około 800 skarg na dyskryminację w miejscu pracy. 435 przypadków dotyczyło dyskryminacji płacowej. 37 uznaliśmy za zasadne.

PAP: Dlaczego tak mało?

M.S.: Po pierwsze, najczęstszym problemem, który stwierdzamy w czasie kontroli, jest brak jakichkolwiek regulacji wewnątrzzakładowych, które by ustalały kwalifikacje wymagane od pracowników na poszczególnych stanowiskach. Problemem jest też brak jednolitości nazewnictwa stanowisk pracy. Pracodawcy tak naprawdę nic nie ogranicza w tym, aby to samo stanowisko, na którym jest wykonywana ta sama praca, nazwać na wiele różnych sposobów.

Inspekcja nie ma jednak prawa do swobodnej oceny dowodów, kwestii spornych nie rozstrzygamy, bo to zadanie dla sądów pracy. To samo będzie przy przekształceniu umów cywilnoprawnych. Nie wydamy decyzji w przypadku wątpliwości.

Nadchodzi dyrektywy w sprawie równości wynagrodzeń 

PAP: Do 7 czerwca 2026 r. Polska ma obowiązek wprowadzenia dyrektywy unijnej w sprawie równości wynagrodzeń dla mężczyzn i kobiet. Według projektu MRPiPS oznacza to też nowe obowiązki dla PIP.

M.S.: Dyrektywa o luce płacowej będzie dla nas najtrudniejszym wyzwaniem w najbliższych latach. Zostało na nas nałożonych mnóstwo dodatkowych obowiązków. Projekt zakłada, że mamy szkolić wszystkich pracodawców zatrudniających do 250 pracowników w zakresie wartościowania stanowisk pod kątem płac. To jest ponad milion podmiotów.

PAP: Pracownicy będą mieli prawo pytać o siatkę płac w firmie?

M.S.: Tak. Pracownicy będą mogli się dowiedzieć, jakie są średnie wynagrodzenia w firmie. Pamiętajmy jednak, że dyrektywa o luce płacowej nie spowoduje, że wszystko będzie jawne. Nie dowiemy się, ile zarabia nasz kolega z pracy, ale będziemy wiedzieli o średnim poziomie wynagrodzeń w firmie. Jeżeli nie dostaniemy tej informacji, to będzie oznaczało wykroczenie i inspektor nałoży kary.

Spodziewamy się, że skarg w tych sprawach będzie zdecydowanie więcej.

PAP: Reforma PIP, dyrektywa o luce płacowej. Jakie jeszcze wyzwania czekają inspekcję w przyszłym roku?

M.S.: Oprócz tych dwóch reform przygotowujemy się do wdrożenia dyrektywy platformowej oraz nowych przepisów o mobbingu. W zeszłym roku 2000 skarg do inspekcji dotyczyło mobbingu, do końca czerwca tego roku wpłynęło ich już 1500. Problem jest duży. Potwierdzają to też statystyki Ministerstwa Sprawiedliwości – liczba spraw sądowych o mobbing wzrosła.

Oznacza to, że dla wszystkich inspektorek i inspektorów pracy nadchodzi bardzo intensywny czas, w którym będą musieli realizować dużo więcej niż tylko dotychczasowe obowiązki dotyczące bezpieczeństwa pracy milionów osób zatrudnionych w Polsce, dbania o to, by dostawali pensje na czas i mieli prawo do odpoczynku zgodnie z przepisami.

W krótkim czasie będziemy wdrażać oczekiwane społecznie zmiany dotyczące uregulowania nadmiaru nieuzasadnionych kontraktów cywilnoprawnych, zapewnienia kobietom równego traktowania w zakresie ich wynagrodzeń, zwalczania mobbingu wpędzającego pracowników w głęboką depresję i mierzyć się z zupełnie nowymi zjawiskami na naszym rynku pracy, jak rosnąca liczba zatrudnionych przez różnego rodzaju platformy cyfrowe, którzy zamiast umowy o pracę mają umowę na wynajem roweru do rozwożenia zamówień. To będzie dla nas całkiem spore wyzwanie.

Rozmawiała Karolina Kropiwiec (PAP)

kkr/ joz/ mhr/

Oprac. DF