Łukasz Olkowicz: Jechałem windą do pańskiego gabinetu na najwyższe, szóste piętro. I tak się zastanawiałem: na którym piętrze jest dzisiaj budowa Motoru?

Zbigniew Jakubas: Trzecie, czwarte, piąte, szóste… Powiedziałbym realnie, że na drugim piętrze. Na trzecim jeszcze nie jesteśmy.

Budowa klubu jest wielopłaszczyznowa — to sztab trenerski łącznie z dyrektorem sportowym. Jest akademia i zaplecze wspierające, czyli treningowe. To akurat zbudować najłatwiej, jeśli ma się pieniądze i oczywiście olej w głowie. Pozostaje jeszcze cała strefa zawodnicza. Pan też obserwuje piłkę. Ilu zawodników Motoru z 25 osobowego składu ma szansę powalczyć o wyższe cele w następnym sezonie i jeszcze w kolejnym?

Powiedziałbym, że siedmiu, może dziewięciu.

Nie chce demotywować zawodników, bo prawie każdy ciężką pracą ma szansę się rozwijać i grać w pierwszym składzie. Przykładem niech będą Michał Król, Luberecki czy Czubak, który po półrocznym pobycie w Belgii, gdzie siedział na ławce, odbudował się w Motorze. Dziś z dziesięcioma golami jest czołowym napastnikiem w Ekstraklasie.

Widzę w tej grupie dwóch Portugalczyków — Rodriguesa i Ronaldo. Ronaldo to transfer gotówkowy z długim kontraktem. Relatywnie młody zawodnik z dużym potencjałem do dalszego rozwoju. Myślę, że w przyszłości mocno do góry ma szansę pójść któryś z młodych chłopaków — Ede lub Meyer. No i Żak [Jacques N’Diaye].

A Brkić?

Tak, jego nie wymieniłem. To dla nas kluczowy zawodnik, jeden z lepszych bramkarzy w lidze i bardzo motywujący do gry pozostałych zawodników.

Ivan BrkićIvan Brkić (Foto: Motor Lublin / BRAK)

Ile zimą planujecie transferów do Motoru?

Widzimy konieczność wzmocnienia obrony, zwłaszcza prawej strony. Ale to muszą być zawodnicy zdecydowanie lepsi od tych, których mamy. I gotowi do gry od pierwszego meczu rundy wiosennej. Runda jest bardzo krótka i nie będzie czasu na odbudowę zawodników, którzy nie grali do końca jesieni. Nad resztą będziemy myśleli podczas obozu zimowego. Zimowe okno jest trudne w kontraktowaniu zawodników.

Z drugiej strony mamy Dadaszowa, którego chcecie się pozbyć.

Kiedy ściągaliśmy Czubaka, to zakładaliśmy, że będzie podstawowym napastnikiem. Tylko w piłce nigdy pewności nie ma więc, stąd transfer Dadaszowa. Nie wiedzieliśmy, czy Czubak bardzo szybko się odkopie, czy trzeba go będzie budować pół roku. Na nasze szczęście Karol świetnie wprowadził się do zespołu i jest naszym podstawowym napastnikiem, co na pewno frustruje Dadaszowa. W rundzie jesiennej zagrał niewiele minut, stąd nasza decyzja o skróceniu kontraktu.

W Motorze nie ma też miejsca dla innego piłkarza sprowadzonego latem, Floriana Haxhy.

Przegrywa rywalizację z Michałem Królem, a gotowy do gry na tej pozycji jest N’Diaye. Stąd nasza decyzja o wystawieniu Haxhy na listę transferową. Skoro nie łapie się do składu, to rozwiążemy kontrakt lub go wypożyczymy.

Nie zaadoptował się?

Z tego co wiem, to nie najlepiej czuje się w Lublinie. To są czasami skomplikowane osobiste sytuacje, na które nie mamy wpływu. Mieliśmy w drugiej lidze zawodnika z Brazylii, który w drugiej lidze grał świetnie do momentu mrozów i pierwszego śniegu. Zaczął mu chorować mały synek i poprosił o rozwiązanie kontraktu, na co się zgodziliśmy.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Ogłosił już pan odejście dyrektora sportowego Pawła Golańskiego. Kto w Motorze odpowiada za zimowe okno transferowe?

Pan Paweł pracuje do końca grudnia, więc o transferach rozmawialiśmy też podczas rundy jesiennej. Obecnie konsultujemy to z przyszłym dyrektorem sportowym oraz doświadczoną osobą ze skautingu, z którą od nowego roku zamierzamy podpisać kontrakt.

Golański stracił pracę za to, co zrobił czy czego nie zrobił? Chodzi o niedoszłą sprzedaż Brighta Ede.

Ani jedno, ani drugie. Nowy dyrektor sportowy będzie mieszkał wraz z rodziną nieopodal Lublina, gdzie ma dom i dokąd rodzina chce wrócić. W Motorze będzie spędzał, podobnie jak sztab trenerski, codziennie kilka godzin.

Golański nie był na miejscu?

Był, ale nie w takim wymiarze, jakie są potrzeby w akademii i klubie. Wszystkie struktury budujemy od podstaw i to często wymaga pełnej dyspozycyjności od rana do nocy. Przykładem takiego zaangażowania był Goncalo Feio, który w klubie spędzał minimum po kilkanaście godzin każdego dnia. Paweł Golański mieszka w Łodzi, tam ma rodzinę i dorastających synów, którzy potrzebują ojca. W takiej sytuacji trudno pogodzić pracę 300 km od domu i zajmowanie się synami, którzy też trenują piłkę nożną.

Paweł GolańskiPaweł Golański (Foto: Łukasz Sobala / Pressfocus)

Przy rozmowie o pracę z Golańskim nie brał tego pod uwagę, że nie będzie go na stałe?

Tamta rozmowa nie dotyczyła aż takiego szczegółu. Paweł miał być trzy-cztery dni w tygodniu w Lublinie i z tego się wywiązywał. Natomiast dziś widzę, że to za mało w związku z innymi zadaniami związanymi z drugą drużyną i rozwojem akademii. Przyznam, że odkąd odpowiadam za część sportową, też często weryfikuję potrzeby klubu i reaguję, aby im sprostać.

Jak pan ocenia pracę Golańskiego? Oprócz tego, że nie przeprowadził się do Lublina.

Paweł ma wyczucie. Zrobił dużo dobrego, bo sprowadzenie Ronaldo i Rodriguesa oraz Ede i Mayera, to jego pomysły. Bardzo dobre pomysły. Haxha już niekoniecznie, ale wszystkie kontrakty akceptował też sztab trenerski. Czubak z kolei jest transferem, do którego namówił mnie jego agent Jarek Kołakowski. Ten transfer obarczony był dużym ryzykiem, bo Czubak przez pół roku w Belgii zagrał łącznie 70 min, a wcześniej nie występował na poziomie Ekstraklasy, ale ryzyko się opłacało.

Czubak nie był zweryfikowany w Ekstraklasie, ale strzela. Ale już Kacper Karasek, który w zeszłym sezonie strzelił dla Bruk-Betu Termaliki dwanaście goli, przez rundę zagrał w Motorze liche 102 minuty.

Karasek jest dobrym zawodnikiem, a jego pech polega na tym, że na jego pozycji gra dwóch bardzo dobrych zawodników i stąd te 102 minuty. Rozmawiałem o tym z trenerem i myślę, że Karasek będzie otrzymywał coraz więcej minut.

Następcą Golańskiego będzie Veljko Nikitović?

Będzie pracował dla Motoru. Do czerwca ma kontrakt w Gdyni. Czy Arka puści go wcześniej? Nie wiem.

Chcecie go wykupić?

Rozmawiałem na ten temat z prezesem Arki Wojtkiem Pertkiewiczem, ale nie w moim stylu jest komentowanie rozmów w mediach, jak to miało miejsce między Legią i Rakowem w związku z trenerem Papszunem.

Jedynie co mogę powiedzieć, że poinformowałem Wojtka Pertkiewicza o rozmowach z jego dyrektorem sportowym, który wraz z rodziną chce wrócić do Łęcznej, gdzie ma dom. Wiedziałem, że rodzina tego oczekuje. Wywodzę się ze środowiska biznesowego, gdzie transakcje ujawnia się po fakcie, a nie w czasie negocjacji.

Veljko NikitovićVeljko Nikitović (Foto: Piotr Kucza / FOTOPYK)

Czym przekonał pana Nikitović?

Był dobrym piłkarzem, a ze środowiskiem lubelskiej piłki jest związany od 16 lat. Rozmowa była bardzo szczegółowa. Po niej otrzymałem raport z zadań, jakie stoją przed nim i sposób ich realizacji. Spodobała mi się w nim pewność siebie, wiedza, nowe pomysły i stanowczość.

Przemiał wśród dyrektorów sportowych Motoru jest duży. Będziecie mieli trzeciego w ciągu półtora roku. Był Wlaźlik, po nim Golański i teraz szykuje się Nikitović. Trudno o stabilizację. Każdy wchodzi ze swoją wizją i każdy pracuje krótko, jak na dyrektora sportowego.

Nie nazwałbym tego przemiałem — dwóch przez półtora roku. Są kluby, które w pół roku zmieniają trzech trenerów i dwóch dyrektorów sportowych. Motor będzie klubem stabilnym, szukam przyszłościowych rozwiązań. Podstawą jest to, że muszę mieć dyrektora sportowego na miejscu — normalnie full time job. Ktokolwiek nim jest, to każdego dnia będzie w pracy, jak trener. Przeprowadza się z rodziną i mieszka w miejscu pracy.

Odpowiada też za szkolenie młodzieży W akademii Motoru często pracują nauczyciele WF-u. Musimy podnieść poziom szkolenia, zatrudniając lepszych trenerów. Warunki do treningów mamy bardzo dobre, reszta zależy od nas.

Mówił pan, że nie chce dyrektora sportowego z doskoku, ale przecież Michał Żewłakow też dojeżdżał z Warszawy.

To było cztery lata temu, kiedy Motor grał w drugiej lidze, więc oczekiwania wobec dyrektora sportowego były zupełnie inne niż w Ekstraklasie. Trudno było wówczas namówić Michała Żewłakowa, aby cały tydzień spędzał w Lublinie. Zresztą nie było takiej potrzeby. Michał zatrudnił trenera Marka Saganowskiego i ściągnął wielu zawodników, co doprowadziło Motor do baraży o pierwszą ligę. Niestety przegraliśmy finał z Ruchem, co spowodowało duże zmiany w Motorze, które okazały się bardzo owocne.

Po epizodzie z trenerem Szpyrką, gdzie po 7. kolejkach Motor był na ostatnim miejscu, trenerem został Goncalo Feio i ze strefy spadkowej doprowadził zespół do baraży i awansu do pierwszej ligi. On w Motorze zmienił wszystko. Jeżeli u kogoś nie ma pasji, dyscypliny, wiedzy, pracowitości, w ogóle oddania, to rządzić będzie przypadek. A przez przypadek coś może wyjść raz, a drugi raz już nie.

Goncalo FeioGoncalo Feio (Foto: Marcin Szymczyk / FOTOPYK)

Mam duży szacunek do niego i z dużą radością obserwuje jego zmiany w zachowaniu. Ostatnie konferencje prasowe i wypowiedzi są bardzo wyważone i nie emocjonalne, co mnie bardzo cieszy. Feio jest nietuzinkowym trenerem i obstawiam, że z Radomiakiem będzie trudnym przeciwnikiem dla wszystkich w Ekstraklasie.

Każda dyscyplina lubi spokój i ciężką pracę. Pokaż, co osiągnąłeś. Bądź takim Papszunem, czy Misiurą. To jest sztuka. Misiura był trenerem Znicza z budżetem koło 3,5 mln, a Motor miał dziewięć mln. Ale przyjechał do Lublina i napsuł nam krwi. Chyba zremisowaliśmy.

3:3.

Dokładnie. Ale Znicz prowadził.

Żak strzelił z połowy boiska.

Na 3:3. 40-50 proc. jakości każdego klubu to jest sztab trenerski. Ma pan przykład Legii. Czy w Legii ma pan złych zawodników?

Na pewno nie są tak słabi, żeby po jesieni zajmować 17. miejsce.

Z całym szacunkiem, ale Legia ma lepszych piłkarzy niż Wisła Płock. Zgadza się pan?

Zgadzam.

Nie sztuką jest dzisiaj grać ze 120 mln budżetu Legii i zajmować drugie miejsce od końca. A gdzie dzięki Misiurze jest Wisła Płock? Ten trener i jego sztab po prostu wiedzą, co zrobić, jak rozpracować przeciwnika i ustawić taktykę. My też w tej rundzie potrafiliśmy zagrać dobre mecze — z Wisłą czy Cracovią. Widział pan mecz z Widzewem? Ręce składały się do oklasków. A później mamy taki mecz, jak ten z Arką. Chyba najsłabszy Motoru, jaki widziałem, odkąd jest w Ekstraklasie.

Nie z GKS-em Katowice?

Panie redaktorze, jestem osobą szczerą, nie owijam w bawełnę. Mecz z GKS-em był najkrócej oglądanym przeze mnie meczem na stadionie. Wytrzymałem chyba tylko 20 minut. Jestem emocjonalny. Jak przegrywaliśmy 0:2 i zobaczyłem, co się dzieje na boisku, to wyszedłem ze stadionu. Oczywiście w tamtym meczu była masa zdarzeń — Łabojko w głupi sposób złapał drugą żółtą kartkę i wyleciał z boiska. Można przegrać, natomiast trzeba to zrobić z honorem. 2:5 z sąsiadami w tabeli? Nie rozumiem, jak takie wpadki mogą się zdarzyć. To znaczy, że gdzieś popełniono błąd. Myślę, że sztab wyciągnął wnioski. Trener powiedział, że wraca do systemu gry Motoru z poprzedniego sezonu — bardziej otwartego, ale z lepszą obroną. I efekty widać.

Mateusz StolarskiMateusz Stolarski (Foto: srv_lemur / Pressfocus)

Powiedział pan, że jest emocjonalny. To jak podejmuje pan decyzje? Szybko, czy woli to sobie przeanalizować?

Powiem panu tak: kiedy pan jako dziennikarz czy kibic ogląda mecz swojej drużyny, to ma pan maksimum 10 proc. emocji właściciela. Jeżeli chodzi o rozmowy z trenerami, to jeszcze w drugiej lidze ustaliłem z Markiem Saganowskim, że kontaktujemy się następnego dna po meczu — bez względu na wynik. Czas pozwala na ostudzenie emocji i wtedy rozmowa jest bardziej merytoryczna.

Dla pana styl gry jest ważny? Wymaga pan tego od trenera? Wygrywanie to jedno, ale ma też być widowiskowo, podobać się ludziom?

Dla mnie jako kibica styl gry jest bardzo ważny. Otwarty, dynamiczny mecz, gdzie padają gole, akcja goni akcję, jest bardzo widowiskowy. Ale jeden z naszych trenerów powiedział, zresztą to samo powtórzył Boguś Leśnodorski: „Zbyszek, na końcu liczy się tylko wynik”. Jako prezes klubu muszę przyznać im rację. W ubiegłym sezonie graliśmy mało wyrachowaną, otwartą piłkę. Czasami ten styl mścił się dużą liczbą traconych goli. Czy istnieje złoty środek? Próbujemy do niego dążyć. Ale pogodzenie wyników z widowiskową grą wymaga najlepszych zawodników, po których Ekstraklasa póki co nie jest w stanie finansowo sięgnąć. Budżet wszystkich klubów Ekstraklasy jest niższy od budżetu będącego w strefie spadkowej Premier League West Hamu. Takie są fakty.

Zbigniew Jakubas: Motor Lublin zbuduje dział skautingu

Dlaczego Motor nie ma działu skautingu?

Mieliśmy trzech skautów, którzy pracowali zdalnie, ale w czerwcu zakończyliśmy współpracę.

Obecnie jesteśmy w procesie zatrudnienia bardzo doświadczonego skauta, który wspólnie z dyrektorem sportowym zbuduje dział skautingu.

No dobrze. Oni odeszli w czerwcu. Dlaczego Motor przez pół roku nie zatrudnił nowych skautów?

Teoretycznie budowę skautingu natychmiast powinien rozpocząć Paweł Golański. Nie zrobił tego, nie zbudował tego działu. Teraz wspólnie z nowym dyrektorem sportowym będziemy go budowali. Potrzebujemy kilka osób, najlepiej ze środowiska lubelskiego. Naszą filozofią będzie to, że każdy zawodnik pozyskiwany do Motoru będzie obserwowany na żywo w kilku meczach.

Test oka.

Nikitović powiedział, że praktycznie żaden zawodnik nie powinien trafić do pierwszej drużyny, jeżeli nie będzie obserwowany przynajmniej przez kilkaset minut na boisku. To są nawet trzy-cztery mecze. Ktoś musi go w tych meczach zobaczyć. Być może pojedzie ze skautem do Senegalu, gdzie mamy świetne kontakty i otwarte drzwi. I rozpozna sytuację. Obejrzy jeden, dwa czy trzy mecze i znajdzie zawodników do obserwacji.

Zbigniew JakubasZbigniew Jakubas (Foto: Wojciech Szubartowski / Pressfocus)

Zimę spędzacie na 11. miejscu z punktem przewagi nad strefą spadkową.

Wesołej sytuacji nie mamy. To w ogóle paranoja, bo chyba nigdy nie było tak spłaszczonej tabeli. Dzisiaj nawet siódme miejsce nie jest bezpieczne. Między trzecim miejscem a dziewiątym jest pięć punktów różnicy.

Patrzę na tych, którzy są za Motorem. Widzew już szaleje na transferowym rynku, Legia zatrudniła Marka Papszuna. Słychać, że mocno na rynku transferowym ruszy Piast, podobnie Bruk-Bet. Aktywna chce być Arka.

Panie redaktorze: ja biorę przykład z klubów mądrze rozwijających się i nie uczestniczących w licytacji na transferowe wydatki. Życie ponad stan i wydatki powyżej możliwości z reguły kończą się bankructwem. Tylko jeden klub w Ekstraklasie ma zysk za ubiegły rok — Jagiellonia.

Przykładem na to, że pieniądze nie grają niech będzie Wisła Płock, która z najniższym budżetem zajmuje pierwsze miejsce. Często zawodnicy najmniej zarabiający dają najwięcej, przykładem niech będzie Jakubczak z Arki. W meczu z Motorem był najlepszy na boisku. Mądra polityka transferowa to nie wydawanie milionów na przeciętnych zawodników, tylko racjonalne kwoty za nieprzeciętnych zawodników. Takich jak Edmundsson w Wiśle Płock.

Była latem jakakolwiek oferta na sprzedaż Brighta Ede?

Nie było żadnej. Mówiło się o ofertach, dzwonili do Pawła Golańskiego. Może jestem z innego świata, ale dla mnie oferta to jest oferta, a nie rozmowa dyrektorów. Za „Luberka” w zeszłym roku też miała być oferta na milion euro. Przyszła na 300 tys., której nie przyjęliśmy.

Mówiło się, że skaut Manchesteru United specjalnie przyjechał na wasz obóz i przyglądał się Ede.

Byli jacyś obserwatorzy, którzy go oglądali. Pamiętajmy, że to 18-latek. W pierwszej drużynie zadebiutował dopiero u nas w Motorze, bo w Zagłębiu grał w rezerwach. Będziemy go teraz intensywnie obserwowali. To po części moja rola, żeby trener pokazywał jego i Meyera w meczach. Nie na trzy minuty czy pięć, bo z tego nic nie wynika. Niech będzie chociaż 15-20 minut. Pewne pomysły na ten temat mamy, rozmawiałem o tym z trenerem. Myślę, że na obozie w Turcji będziemy te warianty trenowali.

Ede jesienią zagrał w Motorze 405 minut.

O ile Meyer ma 20 lat i jest zawodnikiem, którego można wpuścić na 90 minut i nic mu się nie stanie, to Ede dziś jeszcze takiego obciążenia nie wytrzyma. Uprzedzono nas: „Jeżeli przeforsujecie z jego treningami, to może być bardzo słabo”. W związku z tym zaczęliśmy go bardzo wolno wprowadzać. Musieliśmy go zbudować, żeby mógł grać powtarzalnie w kilku meczach. Przynajmniej po te 60-70 minut, by nie spalić chłopaka. Bo to akurat jest najprostsze.

Bright Ede (w żółtej koszulce)Bright Ede (w żółtej koszulce) (Foto: Krzysztof Cichomski / newspix.pl)

Niech pan zobaczy Plichtę. Też talent, jest znany naszym trenerom, bo byli z nim w Stali Rzeszów. Przekonani byli, że wejdzie do Motoru i zacznie rywalizować. I co? Chłopak nie był przygotowany. Budowa jego systemu mięśniowego, odpornościowego trwała prawie pół roku. Mamy już piąty miesiąc od początku sezonu, a on dopiero pod koniec rundy wszedł w pełne obciążenia treningowe. Przez błędy można takiego młodego zawodnika kompletnie zniszczyć.

Albo Żak. Senegalczycy są generalnie dobrze zbudowani, motoryczni, a on nie wytrzymał obciążeń w Motorze. Przyjechał do nas jako młody chłopak, wszedł w intensywny trening, pograł półtora miesiąca i wypadł na dobre dwa miesiące. Dopiero dzisiaj jest tak naprawdę gotowy na pełne obciążenia.

Na szczęście w Motorze mamy dobre zaplecze medyczne. Lublin jest ośrodkiem akademickim — jest Uniwersytet Medyczny, czerpiemy wzorce z instytutów. Ci, którzy nam doradzają, nie są zatrudnieni w klubie, ale mamy zaplecze konsultacyjne. Nie wiem, czy jest taki drugi klub w Polsce, w którym po meczu, jeżeli zawodnik skarży się na ból, natychmiast ma USG czy rezonans. Jest piątek, kończy się mecz, a dwie godziny później zawodnik jest przebadany.

Nie trzeba czekać do poniedziałku.

Nie ma takiego tematu. Motor, jeżeli chodzi o rozwój zawodników, sposób trenowania i opieki nad nimi, jest w czubie drużyn w Polsce. Po domowym meczu kilku fizjoterapeutów w ciągu godziny zajmuje się wszystkimi zawodnikami. Takie dbanie o nich powoduje, że kontuzje mięśniowe są u nas rzadkością.

Zbigniew Jakubas: jestem przekonany, że Czubak w tym sezonie strzeli więcej niż Mraz

Zeszłej zimy na obozie Motoru w Turcji rozmawiałem z Samuelem Mrazem. Pół roku później kończył się jego kontrakt. Wyczułem, że czeka na ofertę od was. Długo jej nie dostawał. W końcu się pojawiła, ale w momencie, gdy miał już propozycję z Servette Genewa. Nie żal wypuszczać za darmo zawodnika, który strzela 16 goli?

Na obozie jeszcze nie byliśmy pewni, czy zaproponujemy mu przedłużenie. Po meczu z Radomiakiem, gdzie strzelił dwa gole, dostał od nas propozycję bardzo wysokiego kontraktu. Byłaby to najwyższa pensja w Motorze.

Tylko to już była ostatnia kolejka. Wtedy w grze było już bogatsze Servette Genewa.

Agent namówił go do przejścia do Servette. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Gdyby został w Motorze, to nie byłoby Czubaka. Ta roszada Motorowi wyszła na dobre, a Mrazowi niekoniecznie, bo w Szwajcarii jest zmiennikiem. Wcześniej też w żadnym klubie nie odnosił takich sukcesów, jak w Motorze, gdzie grała na niego cała drużyna.

Samuel MrazSamuel Mraz (Foto: Paweł Jaskółka / Pressfocus)

Takiego napastnika zawsze warto mieć, który strzeli 16 goli w sezonie.

Jestem przekonany, że Czubak w tym sezonie strzeli ich więcej. Jest młodszy, ma większy potencjał. A wyobraża pan sobie Mraza i Czubaka grających naprzemiennie na dziewiątce? Obaj byliby zdemotywowani. Najgorzej, jak dwaj zawodnicy, którzy muszą rywalizować, siedzą na zmianę na ławce. Wtedy żaden nie jest zadowolony, żadnego się nie zbuduje.

Nie myślał pan, żeby nawet przedłużyć kontrakt z Mrazem tylko po to, żeby zaraz go sprzedać? Zarobić choćby kilkaset tys. euro.

Analiza wsteczna zawsze skuteczna. Gdybyśmy w Turcji przedłużyli z nim kontrakt, to nie byłoby przestrzeni na drugiego napastnika. Jestem pewien, że z Czubaka będziemy mieli większe korzyści — my jako Motor i również sam zawodnik. Myślę, że po dwóch latach jego gry w Motorze znajdzie się lepsze rozwiązanie dla obu stron.