Mikkel Michelsen od kilku lat jest uznawany za jedną z największych gwiazd PGE Ekstraligi. Dwa poprzednie sezony, spędzone we Włókniarzu Częstochowa, nie należały jednak do najlepszych. W pierwszym Duńczyk uzyskał średnią minimalnie poniżej 2,000 pkt/bieg, a w drugim był cieniem samego siebie, zajmując dopiero 30. miejsce na liście klasyfikacyjnej (1,652 pkt/bieg).

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Zimą Michelsen zdecydował się na zmianę otoczenia, która okazała się strzałem w dziesiątkę. Duńczyk dołączył do PRES Grupa Deweloperska Toruń, gdzie pod opieką Piotra Barona wrócił do formy ze swoich najlepszych lat.

— Nie spodziewałem się, że tak szybko poczuję się w Toruniu, jak w domu. Zaufanie oraz wsparcie, jakie otrzymałem od klubu, szczególnie kiedy wracałem do zdrowia po kontuzji, było czymś niesamowitym. Trudno mi to opisać słowami. Niezmiernie się cieszę, że zostałem częścią tego zespołu — powiedział nam Mikkel Michelsen po finałowym meczu przeciwko Motorowi Lublin.

Duńczyk w pierwszym spotkaniu finałowym zdobył dziesięć punktów w pięciu startach. Jego największym problemem tego dnia był Bartosz Zmarzlik, z którym 29-latek mierzył się aż czterokrotnie, za każdym razem przegrywając. Mimo to Michelsen był w dobrym humorze, a także docenił ogromne zaangażowanie kibiców.

— To nie był mój najlepszy dzień. Miałem problemy przez całe spotkanie, nie mogłem znaleźć prędkości w moich motocyklach. Dobrze wychodziłem ze startów, ale po prostu byłem wolny. W pewnym momencie myślałem nad zmianą motocykla, ale uznałem, że to byłoby zbyt ryzykowne. Najważniejsze jest jednak to, że osiągnęliśmy świetny wynik dla drużyny — podkreślił Duńczyk.

— To było jedno z najlepszych doświadczeń w moim życiu. Atmosfera na Motoarenie była elektryzująca, a kibice byli dla mnie dziewiątym zawodnikiem naszej drużyny. Znakomicie się dzisiaj spisali, a nam taki doping daje dodatkową motywację — dodał zawodnik toruńskiego klubu.

18 punktów — dużo czy mało?

Już w niedzielę odbędzie się rewanżowe spotkanie, tym razem w Lublinie. Michelsen doskonale zna ten tor, ponieważ przez cztery lata reprezentował barwy miejscowego klubu na poziomie PGE Ekstraligi. Czy ten fakt będzie w stanie pomóc podczas spotkania finałowego, do którego Toruń przystępuje z 18-punktową zaliczką?

— Za nami dopiero pierwsza połowa tego dwumeczu. Wciąż czeka nas arcytrudne zadanie w Lublinie, więc nie możemy teraz pozwolić się zdekoncentrować — zaznaczył Michelsen. — Zawsze lubię wracać do Lublina. Spędziłem tam dobre cztery lata mojej kariery. W tym sezonie nie pojechałem tam dobrze, dopiero pod koniec zawodów odnalazłem odpowiednie ustawienia. W niedzielę nie mogę sobie na to pozwolić — zakończył Duńczyk.