Tym razem nie było tłumów, a praktycznie każdy z raptem kilkudziesięciu kibiców, którzy pojawili się we wtorek w hali przylotów Lotniska Chopina na przywitaniu siatkarzy mógł liczyć na zdjęcie i autograf swojego ulubieńca. Nie było wspólnych śpiewów, okrzyków czy wiwatów, a wychodzących zawodników nagrodziły raptem kilkusekundowe oklaski. Po kilku minutach na lotnisku nie było już choćby śladu po „wielkiej fecie” brązowych medalistów mistrzostw świata.

Przywitanie naszej reprezentacji najlepiej oddaje obecne nastroje wokół kadry. Choć brzmi to absurdalnie, ale czwarty z rzędu medal mistrzostw świata Polacy przyjęli jak coś… wstydliwego. W drugiej części uroczystości częściej niż sukces pojawiało się słowo „rozczarowanie” i stwierdzenie o „godzeniu się” z sytuacją.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie Romantyczna wyprawa reprezentanta Polski

– Mam wrażenie, że w ostatnich latach trochę rozpieściliśmy środowisko. Nie wierzę, że ktoś z drużyny może się nie cieszyć z tego medalu. Jeśliby tak było, to odbyłbym z nim poważną rozmowę. Nie możemy się zachowywać jak rozpieszczone dzieci. Ten medal dedykuję wszystkim naszym krytykom. Życzę sobie, by ten sukces był wspominany jako „najgorszy” naszej drużyny – mówił Bartosz Kurek na specjalnie zorganizowanej konferencji prasowej.

Najbardziej doświadczony zawodnik w naszej kadrze nie mógł zagrać w dwóch kluczowych spotkaniach, a oglądanie z boku bezradności swoich kolegów też było dla niego trudnym doświadczeniem. Tuż po przylocie do Warszawy zawodnika czeka seria badań, które mają określić, jak poważna jest kontuzja pleców, której doznał podczas piątkowego treningu. – Na Filipinach nie było możliwości zdiagnozowania tego urazu, więc nie jestem w stanie oszacować, jak długo potrwa przerwa – przyznał Kurek.

Trudno było odczuć wielką radość, skoro po samych zawodnikach widać było, że wciąż nie potrafią czerpać satysfakcji z wyniku osiągniętego na Filipinach. Przypomnijmy, że Polacy jak burza przeszli pierwsze rundy, a w półfinale gładko przegrali z Włochami i zamknęli sobie drogę do walki o kolejne mistrzostwo świata. W meczu o trzecie miejsce wygrali z Czechami, ale to nie zmieniło nastrojów w drużynie. Wyraźnie przybity był nawet trener Nikola Grbić.

– Nie pamiętam, kiedy Włosi zagrali aż tak dobre spotkanie, jak to półfinałowe przeciwko nam. Jestem rozczarowany tym wynikiem, ale pocieszam się myślą, że może za kilka dni będzie mi nieco łatwiej się z tym pogodzić. Musimy cenić ten wynik, bo wiele czołowych drużyn też przechodziło przebudowę, a nie udało im się wrócić z medalem – mówił Nikola Grbić. Były zawodnik, a obecnie trener przyznał, że noc po porażce z Włochami była jednym z najtrudniejszych momentów w jego karierze.

Mateusz Puka, WP SportoweFakty