MACIEJ FRYDRYCH: Kiedy reprezentował pan barwy Samsunsporu, ten występował na zapleczu Süper Lig. Teraz zagra z Legią. To chyba szczególne losowanie dla pana?
JAKUB SZUMSKI: Co roku z zainteresowaniem śledzę losowania i odkąd mieszkam w Turcji, nie zdarzyło się jeszcze, by polski klub trafił na rywala z tego kraju. Czuję więc pewien niedosyt, że nie mogę uczestniczyć w takim spotkaniu. Samsunspor jest mi bardzo bliski, a stadion Legii widzę niemal z okna mojego rodzinnego domu.
Awans do Süper Lig z Samsunsporem w 2023 r. to pana najprzyjemniejsze wspomnienie z Turcji?
Tak, to były świetne chwile. W Turcji podobnie jak w Polsce trudniej jest awansować na najwyższy poziom niż się tam utrzymać. Brałem udział w odbudowie dużej marki, jaką w Turcji jest Samsunspor. Mieliśmy mocny zespół i zdominowaliśmy rozgrywki. Niestety tutaj po awansie jest tak, że drużyna przechodzi kompletną przebudowę. W Polsce czasami się mówi, że piłkarze nie chcą awansować, co oczywiście jest bzdurą. W Turcji faktycznie najczęściej nic nie zostaje ze szkieletu zespołu. Później w klubach panuje zdziwienie, że nie ma wyników, choć sprowadzono wielu dobrych piłkarzy. W obecnym sezonie wszystkie beniaminki w Süper Lig mają zaledwie po kilka punktów – mimo wysokich budżetów. To właśnie efekt ogromnych rotacji.
BSR Agency/Getty Images / Getty Images
Jakub Szumski
Pan był ważną postacią klubu, który po latach się odradza.
Po awansie spędziłem w klubie jeszcze rok, a potem odszedłem. Było mi przykro, ale nie chcę teraz tłumaczyć powodów tej decyzji. Powiem tylko, że miało to związek z dwuletnim zakazem transferowym, który obowiązywał Samsunspor, oraz z limitami obcokrajowców, które w tamtym czasie nie działały na moją korzyść. Został wówczas pozyskany Okan Kocuk, który broni do dziś. Mógłbym go wskazać jako jednego z lepszych graczy w tym zespole. W Süper Lig zagrałem właściwie jeden mecz, chwilę później zmienił się trener. No hard feelings, to był super czas. Pozostałem w Turcji, a Samsunsporowi dalej kibicuję, bo ma specjalne miejsce w moim piłkarskim sercu.
Czym Kocuk się wyróżniał?
Ma dobry refleks na linii bramkowej. Ze wszystkich tureckich bramkarzy, z którymi miałem styczność, był najlepiej przygotowany fizycznie i technicznie. Przyszedł z Galatasaray, a tam nie grają zawodnicy z przypadku. Mógłby zrobić większą karierę, a może ta jeszcze przed nim, bo ma 30 lat.
Co charakteryzuje Samsunspor?
To klub specyficzny na tureckie realia, bo jest stabilny, jeżeli chodzi o kwestie ekonomiczne. Należy do prywatnego właściciela [Yüksela Yildirima], dla którego jest oczkiem w głowie. Podczas gdy w Turcji często się zdarza, że właściciele porzucają swoje kluby, czasem z powodu zwykłej nudy, w Samsun panuje dziś spokój. Aktualny właściciel przejął drużynę jeszcze w czasach gry na trzecim szczeblu. Z czasem uczył się futbolu i wciąż się go uczy, ale klub cały czas się rozwija.
Veysel Altun/Anadolu via Getty Images / Getty Images
Logi Tomasson
Ten zakaz transferowy pozwolił w Samsun docenić ówczesny zespół, bo nie było szansy go wymienić. Udowodnił, że piłkarze, którzy grają ze sobą dłużej, mają większą wartość na boisku niż trzech nowych graczy z wyższą wartością na Transfermarkcie. W Turcji kluby budżety mają duże, ale Samsunspor jest przy tym stabilny i wypłacalny. Ostatnio dokonał wzmocnień, ale zachowując trzon drużyny, która osiągnęła trzecie miejsce w lidze – a to nie jest łatwe przy takich markach jak Besiktas, Trabzonspor, Fenerbahce czy Galatasaray.
Czy to jest bogaty klub jak na tureckie realia? Yildirim, który jest także właścicielem Dunkerque, zainwestował spore pieniądze w Samsunspor, a ostatnio według Transfermarktu wydał na nowych zawodników 12 mln euro.
Samsunspor to bogaty klub. Wiele innych obiecuje zawodnikom duże pieniądze, których później nie jest w stanie wypłacić, ale tam wygląda to zupełnie inaczej. Budżet jest nieograniczony, oczywiście w pewnej skali, bo z pewnością Galatasaray ma większy. Słyszałem, że od tego roku w klubie bazują bardziej na transfer fee, więcej inwestują w młodszych zawodników i oferują mniejsze wypłaty. A to ważne, bo turecka specyfika wygląda tak, że jeżeli napastnik ma 34 lata, ostatnio grał w Arabii Saudyjskiej, a pięć lat temu strzelił 30 goli w Ligue 1, to płacą mu ogromne sumy. Samsunspor zaczął podchodzić do tego inaczej. W końcu pozyskał m.in. Afonso Sousę, czyli świetnego gracza, który wciąż ma potencjał rozwoju.
W Samsunsporze grał pan z Carlo Holsem i Olivierem Ntchamem, którzy dziś tworzą podstawę środka pola zespołu. Czym zapadli panu w pamięć?
Carlo to żołnierz, ofensywna mrówka, która pracuje na dużej intensywności w ataku i defensywie. Lubi małą grę. Często piłka mu gdzieś idealnie spadnie, a on strzeli gola biodrem lub kolanem. A Olivier był piłkarzem z największą jakością w klubie. Prezydent długo starał się go ściągnąć, więc jak już się udało, to był jego oczkiem w głowie. Ma świetne uderzenie, którego jeszcze nie pokazuje w meczach, ale na miejscu Legii bym na to uważał, bo ma młotek w nodze. To gwiazda drużyny. Czytałem za to, że jest problem z napastnikami.
Do klubu latem dołączył jeden – Cherif Ndiaye – ale nie mógł zostać zgłoszony do Ligi Konferencji. Z Legią zagra pewnie Marius Mouandilmadji, którego pan zna.
Został pozyskany jako trzeci napastnik, bo było dwóch lepiej opłacanych. Nagle przyszedł niemiecki trener, u którego ważny był pressing, a Marius czuł się w tym najlepiej. On dużo biega i się nie zatrzymuje. Grając, zyskał pewność siebie i stał się kluczową postacią zespołu. To nieprzyjemny snajper dla rywali, typowy zabijaka, więc pewnie będzie iskrzyło i kilka siniaków u obrońców Legii się pojawi.
Emin Sansar/Anadolu via Getty Images) / Getty Images
Marius Mouandilmadji
Czego się pan spodziewa po Samsunsporze przy Łazienkowskiej?
Oglądałem jego wyjazdowy mecz z Panathinaikosem (1:2) w eliminacjach Ligi Europy i trzeba przyznać, że miał fragmenty naprawdę dobrej gry, a momentami prezentował się nawet lepiej od Greków. Paradoksalnie jednak właśnie wtedy stracił dwa gole po stałych fragmentach. Myślę, że Samsunspor nie będzie się murował, bo nie ma nic do stracenia. Tureckie drużyny zazwyczaj mają dobrych piłkarzy, ale często brakuje im organizacji i odpowiedniej intensywności, co później uwidacznia się w europejskich pucharach. W Samsun sytuacja wygląda nieco inaczej.
Obecnie pracuje tam niemiecki trener Thomas Reis, a wcześniej prowadził drużynę jego rodak Markus Gisdol. Dzięki temu zespół jest lepiej przygotowany zarówno fizycznie, jak i organizacyjnie, co przekłada się na solidne wyniki w lidze. Spodziewam się otwartego spotkania. Trudno wskazać jednoznacznego faworyta, ale zapowiada się naprawdę dobre widowisko. Liczę na ofensywną grę Legii, a Samsunspor na pewno się jej przeciwstawi, bo dysponuje kilkoma naprawdę ciekawymi zawodnikami.
Co podpowiada serce, a co głowa?
Nie wiem, gdzie jest moje serce. (śmiech) Jestem wychowankiem Legii, więc to inny rodzaj przywiązania. Ten klub to całe moje dzieciństwo, a stadion jest może kilometr czy 500 metrów od mojego rodzinnego domu. Z Samsunsporem wiążą mnie osoby, z którymi grałem i do dziś mam bliski kontakt. Nie będę dopingował, tylko naleję sobie turecki chai i w spokoju obejrzę spotkanie.