Mieliśmy kiedyś w polskiej piłce Józefa Wojciechowskiego. Ależ to były czasy! Zwalniał trenerów po dwóch porażkach, wywracał koncepcję do góry nogami, gdy wstał lewą nogą, kierował się szeptami podpowiadaczy, którzy ciągle się zmieniali. Wpompował w Polonię grube miliony, a – poza Pucharem Weszło – nie wygrał nic. Tak nam się jakoś przypomniała ta postać, gdy zobaczyliśmy kolejny ruch Widzewa, który zatrudnia na szefa pionu sportowego Piotra Burlikowskiego…
W korytarzach wielu polskich klubów malowane są hasła, które mają odzwierciedlać wartości, jakie są pożądane w danym miejscu. Wiecie – ambicja, walka, praca i tak dalej. Na ścianie w Łodzi nikt jednak nie wymalował słowa cierpliwość. A jeśli to zrobił, to brzydko skłamał.
Według informacji Tomasza Włodarczyka, do Widzewa ma dołączyć Piotr Burlikowski. Będzie szefem pionu sportowego, a więc podlegać mu będą…
- pierwszy trener,
- dyrektor sportowy,
- szefowie skautów.
Po dwóch i pół miesiącach sezonu mamy więc zmianę na stołku trenera oraz nowego przełożonego dla Nikoliciusa (co trzeba traktować jak pewne wotum nieufności dla niego). Szybko, naprawdę szybko.
Zmiany w Widzewie. Burlikowski rządzi pionem sportowym
A przecież wszystko miało być inaczej. Gdy kibice snuli nadzieje o wielkim Widzewie walczącym o Ligę Mistrzów, jego właściciel starał się je gasić. Przed startem sezonu Robert Dobrzycki mówił w „Przeglądzie Sportowym”:
– Mam świadomość, że kibice liczą, iż ta maszyna od razu zadziała, a na wyniki nie trzeba będzie długo czekać. Te oczekiwania pojawiły się samoistnie – ja nigdy ich nie pompowałem. Przeciwnie – staram się studzić emocje. Działamy zgodnie z planem, ale biorę pod uwagę także mniej optymistyczne scenariusze. Chciałbym, żeby od razu było dobrze, ale uczciwie mówię: początki mogą być trudne. Mam jednak nadzieję, że będzie lepiej niż gorzej.
Słowa słowami, ale czyny Roberta Dobrzyckiego nie świadczą o tym, że „stara się studzić emocje”. Wręcz przeciwnie. Sopić wytrwał zaledwie sześć kolejek sezonu 25/26. Skoro został wyrzucony, oznaczało to, że w klubie ocenili: z tą konkretną kadrą zawodników trzeba punktować lepiej. Teraz – niespełna miesiąc po zamknięciu okna – pojawia się nowy specjalista od transferów, co oznacza, że Nikolicius znajdzie się na cenzurowanym. Przyjście Burlikowskiego to jasny sygnał, że nie wszystko działa jak należy.
Widzew słabo zaczął – to jasne. Oczekiwania były znacznie większe – wiadomo. Nie mamy jednak wrażenia, że projekt ten dostał wystarczająco dużo czasu na weryfikację. Jest dopiero we wstępnej fazie, a już wszystko zostało wywrócone do góry nogami. Jasne, można powiedzieć, że Burlikowski po prostu zastąpi Macieja Szymańskiego, wiceprezesa ds. sportu, który wyleciał z klubu po własnym weselu, lecz Szymański nigdy nie był dyrektorem sportowym, natomiast Burlikowski para się tym fachem od lat, więc nic dziwnego, że każdy odbiera to jako umniejszenie roli Mindaugasa Nikoliciusa.
Oczywiście możliwe jest, że Sopić i Nikolicius się nie nadają – tylko czemu w takim razie pozwolono im na wydanie siedmiu milionów euro?
No i samo pożegnanie Szymańskiego – oficjalnie odszedł sam, ale czy na pewno dostał od klubu wystarczające wsparcie? Przecież Widzew wiedział, gdzie bierze wesele i kogo z RTS-u na nie zaprasza. Trudno o inne wrażenie niż to, że został rzucony na pożarcie. Zresztą, cała ta afera grecka – i wszystkie ruchy wykonywane przez klub w celu ugaszenia pożaru – też nie świadczą o spokoju wewnątrz struktur.
Widzew chce sukcesu na już. Teraz. Wpompował w transfery gigantyczne pieniądze. Jest trochę jak Mariusz Fornalczyk, który kręci się w kółko, chce trafić do siatki za wszelką cenę, zapominając, że trzeba oddać strzał z dogodnej pozycji i włożyć w niego precyzję. Wychodzi na boisko przygnieciony presją oczekiwań. Potem frustruje się, że znów się nie udało.
RTS miota się pomiędzy koncepcjami. Ma Burlikowskiego od transferów i Nikoliciusa od transferów. Ma także dwóch szefów skautingu. Jednym jest Igor Cerina (oficjalnie dyrektor ds. rekrutacji), a drugim Piotr Kasprzak (oficjalnie koordynator ds. skautingu). Albo bramkarze. Sezon rozpoczął Rafał Gikiewicz, który dziś jest już czwarty w hierarchii. W międzyczasie ściągnięto jednego bramkarza, potem kolejnego. W efekcie Widzew ma chyba najdroższy pakiet golkiperów w lidze.
Chaos, totalny chaos.
Czy Burlikowski to atrakcyjne nazwisko?
Czy Piotr Burlikowski to postać, która przystaje do wielkich ambicji Widzewa? Mamy pewne wątpliwości. Były dyrektor sportowy „Miedziowych” przestał być ekscytującym nazwiskiem na polskim rynku już dawno temu. Dość stwierdzić, że w ostatnim czasie pracował… w Zagłębiu Sosnowiec. W innym Zagłębiu, tym z Lubina, też nie zdołał wymyślić niczego ciekawego. Trenersko postawił na Waldemara Fornalika (nie trzeba było być znawcą rynku, żeby wpaść na taki pomysł), a w temacie transferów można przypisać mu wiele wtop.
Zresztą, przypomnijmy to sobie.
Zima 21/22:
Udane:
- Bartosz Kopacz
- Aleks Ławniczak
Nieudane:
- Martin Dolezal
- Aleksandar Scekic
- Cheikou Dieng
- Jhon Cancellor
Ciężko stwierdzić:
Sezon 22/23:
Udane:
- Mateusz Grzybek
- Damjan Bohar
- Marko Poletanović
- Dawid Kurminowski
Nieudane:
- Jakub Świerczok
- Guram Giorbelidze
- Luis Mata
- Szymon Kobusiński
- Tornike Gaprindaszwili
- Sokratis Dioudis
- Jarosław Jach
- Tomasz Makowski
Ciężko stwierdzić:
Sezon 23/24:
Udane:
Nieudane:
- Mikkel Kirkeskov
- Sergiej Bułeca
- Juan Munoz
Ciężko stwierdzić:
- Mateusz Wdowiak
- Marek Mróz
- Michał Nalepa
Lato 24/25:
Udane:
- Kajetan Szmyt
- Dominik Hładun
- Adam Radwański
Nieudane:
- Vaclav Sejk
- Hubert Adamczyk
- Daniel Mikołajewski
Wyliczyliśmy mu osiemnaście wtop na dziesięć udanych ruchów. Czyli, w zaokrągleniu, gdy podpisywał trzech piłkarzy, wypalał tylko jeden. Słaby bilans, zwłaszcza że Burlikowski sięgał często po oczywiste nazwiska, które w teorii powinny być pewniakami. Kibiców z Lubina martwiło to, jakich ananasów były dyrektor ściągał z zagranicy. Mamy wśród nich Dioudisa (pamiętacie legendy o jego pensji?), Cancellora (to obrońca – pasowałby do dzisiejszej Lechii), nieskutecznych napastników (Dolezal, Sejk, Munoz) czy bezbarwny zaciąg Gruzinów (Giorbelidze, Gaprindaszwili). Jedynymi obcokrajowcami, których wypisaliśmy po stronie udanych ruchów, są… Bohar i Poletanović. Gość, który wracał do Zagłębia i piłkarz znany z gry w trzech innych klubach Ekstraklasy.
To słabiutki bilans, zwłaszcza patrząc na realia, w jakich funkcjonował. Zagłębie płaci dużo. Tak za czasów Burlikowskiego, jak i teraz, było w pierwszej piątce najwięcej wydających na pensje klubów. Oferuje zawodnikom umowy o prace. Piłkarze chętnie wybierają ten kierunek, bo w Lubinie nie muszą mierzyć się z wielką presją. Sam Burlikowski nie potrafił odkleić od „Miedziowych” łatki klubu, w którym jest za wygodnie. Nie pomagały mu wypowiedzi takie jak ta: – Jestem zadowolony z postępów w pionie sportowym. Kończymy sezon na ósmym miejscu, więc w porównaniu z poprzednim sezonem awansowaliśmy o jedną pozycję. Mamy też więcej punktów niż przed rokiem.
Awans z dziewiątego miejsca na ósme – wielki sukces, prawda? W Widzewie nikt nie zaakceptuje rozwoju osiąganego w tak ślimaczym tempie. Efekt ma być na już. Inaczej będą kolejne ofiary. Polskiej piłce potrzebni są tacy ludzie jak Robert Dobrzycki, ale nie niecierpliwość w stylu Józefa Wojciechowskiego.
WIĘCEJ O WIDZEWIE ŁÓDŹ NA WESZŁO: