Raków Częstochowa pozytywnie zaskoczył w Sosnowcu. Nie tylko bowiem wygrał z Universitateą Craiova, ale uczynił to w przyjemnym dla oka stylu, jeśli pominiemy pierwsze dwa kwadranse. A jak wyglądały kulisy tego meczu? Dlaczego stawiło się stosunkowo mało kibiców i jakie klub ma nadzieje na poprawę w przyszłości? Co było największym wyzwaniem organizacyjnym? Jak Marek Papszun oceniał mocno eksploatowaną murawę na stadionie Zagłębia?
Raków jako gospodarz grał już w Sosnowcu jesienią 2023 roku w Lidze Europy. Wtedy jednak ani razu nie wygrał. Ze Sportingiem Lizbona zremisował, ze Sturmem Graz przegrał 0:1, a z Atalantą Bergamo został wręcz zdemolowany 0:4. Tamte doświadczenia jednak dziś procentują, również jeśli chodzi o kwestie pozasportowe.
Raków Częstochowa – Universitatea Craiova. Kulisy meczu
– Największym wyzwaniem było samo granie na stadionie w Sosnowcu, czyli jednak sporo kilometrów od Częstochowy. Nie jest tak łatwo już nawet na dwa dni przed meczem – niektórzy pracownicy działu reklamy czy organizacji od wtorku pełnoprawnie działali na stadionie – „przenieść” cały klub z dala od domu. Plusem było to, że część osób z klubu pamiętała granie w Sosnowcu sprzed dwóch lat, a na miejscu także mogliśmy liczyć na pomoc ludzi na co dzień zajmujących się tym obiektem. Efekt jest taki, że UEFA pozytywnie oceniła organizację całego meczu. Pod tym względem wszystko się udało – mówi Weszło rzecznik prasowy Rakowa, Damian Markowski.
– Główne różnice dotyczą brandingu Ligi Konferencji w szatni i na stadionie oraz reklam, których tu nie możemy pokazywać. Po meczu z kolei trzeba było wszystko zgrabnie zabrać, bo następne spotkanie w roli gospodarze mamy dopiero pod koniec listopada. Do tego jeszcze bardziej niż w Ekstraklasie musimy trzymać się ram czasowych dotyczących różnych spotkań technicznych, medialno-marketingowych, z oficjalnymi nadawcami i tak dalej. Przygotowywaliśmy się w tym zakresie od miesiąca, gdy zapewniliśmy sobie awans. Mieliśmy zawczasu łączenia z osobami, które z ramienia UEFA będą działały przy naszych domowych meczach. Trzeba było sprostać wytycznym w wielu kwestiach, ale nie było tu punktu sprawiającego nam wyjątkowe problemy – dodał.
Obostrzenia reklamowe widać było także na koszulkach piłkarzy Medalików. Na froncie pojawiła się jedynie zondacrypto, reszta musiała zostać umieszczona w innych częściach stroju.
Mnóstwo dziennikarzy z Rumunii
Mecz w fazie ligowej Ligi Konferencji i wszystko, co z tym związane było także nowością dla samego Markowskiego. – Dla mnie wyzwaniem była skala zainteresowania wydarzeniem. Mieliśmy oficjalnego nadawcę z Polski, czyli Polsat i dwie telewizje transmitujące mecz w Rumunii. Każdemu trzeba było zapewnić zawodników do wywiadów przed i po spotkaniu. UEFA to nadzorowała. To jednak przyjemne obowiązki. Jeszcze przed pomeczową konferencją rozmawiałem z trenerem Markiem Papszunem, który stwierdził, że to fajne, bo pokazuje, że gramy w ważnych rozgrywkach i jest nami zainteresowanie, a również o to w piłce chodzi – przyznał rzecznik wicemistrzów Polski.
Luzik, pełna kontrola. Universitatea nie miała szans z Rakowem Częstochowa
Ogromne zainteresowanie dało o sobie znać nawet podczas pomeczowej konferencji. Tradycyjnie zaczął ją trener gości. Mirel Radoi odpowiadał na liczne pytania, które potem musiały jeszcze zostać przełożone na język polski, przez ponad 20 minut. W końcu trzeba było delikatnie dać do zrozumienia zgromadzonym na sali, że pora już kończyć, bo Marek Papszun nie będzie czekał w nieskończoność.
– Z zewnętrznych mediów rumuńskich mieliśmy około dziesięciu akredytacji, do tego po pięć osób z obu ekip telewizyjnych. Wychodzi w granicach dwudziestu przedstawicieli mediów z Rumunii. Ta liczba oczywiście nas nie zaskoczyła, mieliśmy listę nazwisk – ja też przed naszymi wyjazdami wyślę do rzecznika rywali personalia polskich dziennikarzy wybierających się na mecze – ale gdy już w praktyce widzisz tych ludzi na konferencji, jak są zaangażowani przy zadawaniu pytań, to robi to wrażenie – mówi Damian Markowski.
I dodaje: – Najbardziej odczuł to Bogdan Racovitan, który poza oficjalną konferencją przed spotkaniem, miał siedem czy osiem wywiadów w ciągu dwóch dni. Fajna sprawa, bo wiemy, jak czasami wyglądają konferencje w polskiej lidze. Te po meczu przeważnie mają co najmniej przyzwoitą frekwencję, ale z przedmeczowymi prawie każdy klub ma problem. Gdy pracowałem w Radomiaku, zdarzało się, że przychodził jeden dziennikarz.
Zawodnik Universitatei Craiova udziela pomeczowego wywiadu.
Co z tą frekwencją?
Pewnym rozczarowaniem była frekwencja, która ostatecznie wyniosła niewiele ponad 6,5 tys. widzów.
– Według naszych danych miało się pojawić około siedem tysięcy, więc najwidoczniej jeszcze część osób zatrzymała pogoda lub jakieś przeziębienie. Inna sprawa, że nie dolicza się tutaj ludzi w lożach VIP. Całościowo mogło wyjść w granicach siedmiu tysięcy – komentuje rzecznik Rakowa.
Jeśli już ktoś zdecydował się pofatygować, mógł czuć się zaopiekowany. – Jako klub zrobiliśmy wszystko, żeby ściągnąć na trybuny jak najwięcej kibiców, także spoza samej Częstochowy. Ceny biletów są i będą atrakcyjne, zarówno pojedynczych jak i pakietów – na poziomie cen z Ekstraklasy, mimo że koszty organizacji mamy większe. Maksymalnie ułatwiliśmy też podróż. W porozumieniu z Kolejami Śląskimi zapewniliśmy darmowy transport tam i z powrotem specjalnym pociągiem, który odbiera kibiców z dwóch stacji w Częstochowie, dowozi ich do dworca w Sosnowcu, a stamtąd zabiera autobusami pod sam stadion. I w drugą stronę tak samo. Jeśli ktoś wolał pokonać całą trasę autokarem, była taka możliwość za symboliczną opłatą. A podróżującym prywatnymi samochodami zapewnialiśmy bilety parkingowe przy stadionie. Alternatyw kibice mają bardzo dużo – tłumaczy Damian Markowski.
Nie ma co ukrywać, coraz bardziej zaawansowana jesień nie będzie działała na korzyść Rakowa w tym kontekście. Są jeszcze inne czynniki. – Na pewno zadania nie ułatwia nam ranga rywali. Dwa lata temu najpierw była walka o Ligę Mistrzów z FC Kopenhaga, a potem w fazie grupowej Ligi Europy w Sosnowcu gościli Sporting czy Atalanta. To większe i bardziej rozpoznawalne marki, przy całym szacunku dla naszych obecnych przeciwników. Teraz nie pomogła też pogoda i godzina rozegrania meczu. Nawet przy tych wszystkich udogodnieniach kibice byliby w domu po północy. Rano trzeba wstać do pracy, więc część ludzi wolała obejrzeć spotkanie w cieple przed telewizorem. Co nie znaczy, że jesteśmy jakoś bardzo rozczarowani frekwencją. Atmosfera była bardzo dobra, a drużyna w pełni dominowała. Wydarzenia na boisku mają znaczenie i mogą zachęcić do wizyty przy następnej okazji. Rapid Wiedeń to już głośniejsza nazwa, a mecz zacznie się o 18:45, więc do domu będzie można wrócić znacznie wcześniej. Walczymy dalej – zapewnia nasz rozmówca.
Pustki nie były odczuwalne
Trzeba przyznać, że mimo to atmosfera podczas meczu dopisywała. Młyn nie milknął, a że trybuny wzdłuż boiska akurat były zapełnione, nie odczuwało się też przesadnie pustek na stadionie.
W malutkim sektorze gości pojawiła się skromna grupa fanów Universitatei. Wymarzli, zobaczyli jedną sytuację swojej drużyny i szybko zostali pozbawieni złudzeń, co do jej możliwości przeciwko Rakowowi. Nie zazdrościmy, choć podziwiamy wytrwałość.
Z prasówki mecz generalnie oglądało się wygodnie. Nie rozumiem tylko konceptu z tą szybą, która nie dość że zasłania odrobinę boiska, to jeszcze ta dalsza zniekształca obraz. Na zdjęciu tego nie widać, ale i tak chyba oddaje ono nieoptymalność całej sytuacji.
Zadowolony Marek Papszun
– Wygraliśmy po bardzo dobrym meczu i to jest tym bardziej cenne – cieszył się po spotkaniu Marek Papszun. – Tak się gra, jak przeciwnik pozwala. Nie skreślałbym tej drużyny, uważam, że to dobry zespół, natomiast my dziś zagraliśmy na naprawdę wysokim poziomie. Doceniam naszą postawę, nie patrzę na to, że rywal był słaby – podkreślił w temacie Universitatei.
Gdy zapytałem go, czy fakt, iż pogodził efektywność z efektownością stanowi dla niego dodatkowy powód do satysfakcji, odpowiedział: – Dla mnie najważniejszy jest rozwój zawodników i zespołu. To ma doprowadzić do zwycięstw, to druga ważna rzecz dla mnie. Jestem w sporcie, żeby wygrywać, taki mam charakter. A trzecie, to wygrać w dobrym lub bardzo dobrym stylu, tym lepiej. Taka jest kolejność. Wszystkie trzy rzeczy są ważne, ale hierarchia musi być zachowana. Najpierw trzeba pracować dzień po dniu, na ile się potrafi, później wygrać, a najlepiej wygrać w dobrym stylu.
Udany powrót do składu Rakowa. Marek Papszun chwali zawodnika
Obraz gry zmienił się po około dwóch kwadransach. Zanim tuż po przerwie gola strzelił Tomasz Pieńko, a Jonatan Braut Brunes wywalczył czerwoną kartkę dla obrońcy gości, Raków wypracował sobie pięć dobrych sytuacji. Coś więc musiało się zmienić wcześniej, jeszcze w pierwszej połowie.
– Rozkręcaliśmy się. Trzeba było poczuć przeciwnika. Trochę nie tyle nas zaskoczył, co budował akcje w inny sposób niż w pierwszej kolejności zakładaliśmy. Schodził do rozegrania na czwórkę. Ale bardzo się cieszę, że zespół się do tego zaadaptował i jest już na takim poziomie, że ten pressing nie staje się trudnością nawet wtedy, gdy nie jest przygotowany po analizie, bo rywal zawsze może coś zrobić typowo pod mecz. To już duża wartość, że potrafimy reagować w trakcie spotkania. To zawodnicy muszą decydować, jak się zachowują w każdej sytuacji. Jak już złapaliśmy rytm, to później już poszło – cieszył się Marek Papszun.
On również docenił warunki, w jakich grali piłkarze. Z perspektywy trybuny prasowej boisko prezentowało się ładnie i podobne odczucia były w samej drużynie. A przecież w tym sezonie w Sosnowcu jako gospodarz poza miejscowym Zagłębiem gra jeszcze Wieczysta Kraków. – Przede wszystkim podziękowania dla gospodarzy, że udostępnili nam ten kapitalny stadion. A murawa, biorąc pod uwagę liczbę meczów tutaj rozgrywanych, jest w bardzo dobrym stanie. Wczoraj były jeszcze dwa treningi przed meczem – nasz i rywala. Murawa mimo to wyglądała dziś dobrze. Widać, że zajmują się nią profesjonaliści – pochwalił Papszun.
Krótko mówiąc, wczorajszy wieczór z punktu widzenia polskiego kibica miał same plusy. Liczymy na pójście za ciosem w listopadzie i grudniu. Wcześniej ekipa spod Jasnej Góry dwukrotnie będzie gościć w Czechach przy okazji spotkań z Sigmą Ołomuniec i Spartą Praga.
Fot. Newspix/własne