Niepisana zasada, hasełko, że napastnik nie powinien wracać we własne pole karne, bo tylko zaszkodzi, znają wszyscy. Musa Juwara sprawia jednak, że trzeba pomyśleć o alternatywnej wersji – takiej, w której ofensywny piłkarz ma zakaz pojawiania się w szesnastce rywala. Na jego przykładzie z meczu Pogoń Szczecin – Piast Gliwice można stwierdzić, że taka reguła przyniosłaby Portowcom większy pożytek niż zapędy skrzydłowego bez głowy w okolice bramki przeciwnika.

Na przestrzeni lat Ekstraklasa serwowała nam różne abstrakcje, lecz występ Musy Juwary z Piastem Gliwice to rarytas porównywalny z babcinymi uszkami z barszczem na święta. O tym, że Gambijczyk lubi spartolić łatwą sytuację czy nawet dwie, zdążyliśmy się już przekonać, natomiast gdy zabrał bramkę Kamilowi Grosickiemu, który strzelał do pustaka, mieliśmy wrażenie, że właśnie oglądamy na żywo ewolucję pokemona.

Pokażcie tę sytuację obrońcom — gwarantujemy, że nawet Alessandro Nesta kiwnie głową z uznaniem, zazdroszcząc tak doskonałej, ofiarnej interwencji.

Ekstraklasa. Musa Juwara sabotował Pogoń Szczecin w meczu z Piastem Gliwice

Wściekać może się nie tylko Kamil Grosicki, któremu Juwara zabrał pewnego gola, ale też Igor Drapiński, który przecież w tym samym spotkaniu też rewelacyjnie zatrzymał strzał Grosickiego z bliskiej odległości i wydawało się, że będzie to najbardziej spektakularna interwencja tego typu, jaką zobaczymy w Szczecinie. Nie była, ale wiadomo, że tę Drapińskiego należy ocenić troszkę inaczej. Zresztą, warto wspomnieć, że obrońca Piasta miał szansę stanąć na drodze do bramki rywala także dlatego, że chwilę wcześniej Juwara pomylił się i trafił w poprzeczkę.

Następstwem tego uderzenia była podwójna szansa kapitana Portowców – raz świetnie zachował się Frantisek Plach, potem wyręczył go wspomniany stoper.

Żeby jednak uzyskać pełen obraz absolutnie komediowego występu Musy Juwary, trzeba wspomnieć o tym, że zdążył jeszcze zaprzepaścić bardzo dobrą szansę po podaniu Rajmunda Molnara, gdy Portowcy mogli skorzystać z wysokiego odbioru piłki. Nie trafił nawet w bramkę, nie dał Plachowi się wykazać. Raz zwolnił akcję, innym razem nie poradził sobie nawet z wybiciem futbolówki z okolic własnego pola karnego.

Nasza teza o tym, że ananasy takie jak Mbaye Ndiaye czy Musa Juwara to tak naprawdę jeden piłkarz, który pod innym nazwiskiem pojawia się na różnych stadionach, żeby psuć, partolić i knocić, musi zostać skorygowana. Gambijczyk osiągnął wyższy poziom tej gry.

Pogoń Szczecin – Piast Gliwice. Frantisek Plach w wybitnej formie

To, że Pogoni Szczecin nie szło strzelanie bramek, nie było jednak wyłączną winą Juwary. Ukłony należą się przede wszystkim Plachowi. Piast Gliwice wszedł w sezon z naprawdę szczelną defensywą, ale nie wygrywał. Gdy poprawił skuteczność to… przecieka z tyłu. To o tyle specyficzna sytuacja, że ciężko mieć zarzuty na przykład do Juande Rivasa. Facet czyścił wszystko jak szef, zatrzymał kilka groźnych uderzeń, znakomicie wyglądał w pojedynkach z każdym, kto akurat się nawinął.

Obok miał jednak takiego Emę Twumasiego, który raz za razem podawał pod nogi nie tych, co trzeba i to między innymi z tego rodziły się problemy Piasta. Fakt, raz zdarzyło się tak, że Twumasi po własnej stracie wrócił w pole karne i wybił z linii strzał Molnara, lecz częściej wysilać musiał się Plach, który zaliczał spektakularne interwencje. Sam na sam z Molnarem, Samem Greenwoodem, uderzenie zza zasłony Fredrika Ulvestada, strzał głową Linusa Wahlqvista – wszystko odbijał, parował, bronił.

Skoro jednak pod bramką Placha mieliśmy zatrzęsienie sytuacji, to coś wpaść musiało. I wpadło. Raz, gdy Greenwood zagrał z narożnika boiska na szósty metr, gdzie wpadł niepilnowany Mor Ndiaye, który złożył się do ekwilibrystycznego strzału głową. Za drugim razem, gdy Grosicki dobijał piłkę po znakomitej paradzie Placha i trafił w rękę Tomasza Mokwy. Pech, trzeba przyznać, to był spory pech, bo gdyby Mokwa odpuścił interwencję, to bramkarz Piasta spokojnie uratowałby sytuację.

Piast Gliwice ma nowe problemy. Może i strzela, ale przestał bronić

Inna sprawa, że z minuty na minutę różnica klas była coraz bardziej widoczna i ciężko mówić o niezasłużonym zwycięstwie Pogoni Szczecin. Bogiem a prawdą szybkie wyrównanie było największym sukcesem Piasta w Szczecinie. Bo co poza tym? Raz, gdy Ndiaye stracił piłkę, niezłą szansę miał Leandro Sanca, ale świetnie ustawił się Ulvestad, który zablokował strzał.

Listę dogodnych szans gości uzupełnia właśnie ta, która przyniosła im gola na remis do szatni. Dla odmiany Twumasi zachował się wtedy bardzo dobrze: ładnie odkręcając się z piłką zgubił Molnara, rozciągnął grę do boku, skąd głębokie dośrodkowanie posłał Jason Lokilo. Juande wyciągnął nogę i strącił futbolówkę wprost przed Germana Barkowskiego, który mógł tylko dostawić szuflę i cieszyć się z gola.

Wydawało się więc, że Piast zacznie punktować, tymczasem stare problemy zastąpiły nowe. Pogoń natomiast odbiła się w sposób niezwykle pewny, satysfakcjonujący. Może i wyszarpała wygraną, ale wzięła, co swoje. Thomas Thomasberg pewnie powie, że nie pokazał nam nawet ułamka tego, co zamierza grać w Szczecinie, jednak odmieniany przez wszystkie przypadki pragmatyzm, ale też wysoki pressing przeradzający się w sytuacje do strzelenia bramki, to przecież rzeczy, które jak najbardziej można było w jego debiucie zaobserwować.

2

Twumasi

yellow-card

Damian Sylwestrzak
3

Zmiany:

Legenda

WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE NA WESZŁO:

fot. Newspix