Asteroida minęła Ziemię nad Antarktydą w środę 1 października o godz. 02:47 czasu polskiego, ale komunikat ESA na ten temat ujrzał światło dzienne dopiero w poniedziałek.
Obiekt zbliżył się do naszej planety na odległości ok. 428 km. Oznacza to, że znajdował się od Ziemi mniej więcej w takiej odległości, jak Międzynarodowa Stacja Kosmiczna.
Asteroida nie była duża — jej średnicę wynosiła od jednego do trzech metrów, więc nie stanowiła znaczącego zagrożenia dla ludzi. Przy ewentualnym wejściu w atmosferę powinna się spalić. W ostateczności na Ziemię spaść mogłyby malutkie odłamki meteorytu.
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideo
Asteroida zbliżyła się do ziemi na 430 km. Została zauważona po fakcie
Asteroida, już po przelocie, została pierwotnie wykryta przez amerykański program badawczy Catalina Sky Survey z teleskopami w Arizonie. Później zaobserwowało ją ESA Planetary Defence Office, z pomocą działającego w Australii obserwatorium Las Cumbres.
Astrofizycy zwrócili uwagę, że obiekt tej wielkości i przy tak bliskim podejściu zwykle nie zostaje zauważony z wyprzedzeniem. Sytuacja ta uwidoczniła ograniczenia obecnych systemów obserwacyjnych przeznaczonych do wykrywania obiektów bliskich Ziemi.
Naukowcy podkreślili też, że namierzenie obiektu o rozmiarach zaledwie kilku metrów w sytuacji, gdy jego położenie wciąż nie jest dokładnie znane, to wyjątkowe osiągnięcie.