Polska rozegra w czwartek mecz towarzyski z Nową Zelandią. Traktowanie go jako nic nieznaczącego sparingu jest błędne. Wynik może bowiem wpłynąć na nasz los w drodze do finałów mistrzostw świata. Analizujemy też, czy rywal z drugiego krańca ziemi jest najmniej korzystnym przeciwnikiem, z jakim mogliśmy się zmierzyć w październikowym okienku. 

Wpływ meczu z Nową Zelandią na drogę Polski na mundial 2026

Po wygranej z Finlandią wszystko wskazuje na to, że najbardziej realna przyszłość naszej kadry to gra w barażach o mundial w 2026 roku. Szczegółową analizę przedstawiliśmy w tym tekście:

Analiza scenariuszu prowadzącego do braku naszej gry w barażach to zatem większe science fiction, niż droga do awansu bezpośredniego. Finom pozostały bowiem mecze domowe z Litwą i Maltą oraz wyjazd do Holandii. Oznacza to, że jeżeli my wygramy dwa mecze z outsiderami naszej grupy, Finowie musieliby wygrać wszystkie swoje spotkania. Ale to nie wszystko. Ponieważ zrównaliby się z nami pod względem dorobku punktowego, musieliby jeszcze odrobić różnicę bramek, w której tracą do nas sześć goli.

Walkę toczyć będziemy oczywiście przede wszystkim w meczach o punkty: w niedzielę z Litwą oraz w listopadzie z Holandią i na Malcie. Niech Was jednak nie zmyli towarzyski status czwartkowego sparingu z Nową Zelandią. Otóż może on mieć wpływ na nasze losy w drodze do Ameryki Południowej!

W barażach stworzone zostaną bowiem cztery koszyki na podstawie grudniowego rankingu FIFA. Najbardziej prawdopodobny na dziś zestaw dwunastu wicemistrzów poszczególnych grup eliminacyjnych wygląda następująco:

Kraj – Ranking FIFA

Koszyk 1.

Włochy 1710

Turcja 1556

Ukraina 1543

Walia 1529

Koszyk 2.

Serbia 1521

Polska 1517

Czechy 1500

Węgry 1492,18

Koszyk 3.

Słowacja 1491,87

Szkocja 1485

Słowenia 1463 (choć z jej grupy do baraży wejść może równie dobrze Szwecja (1525) lub Kosowo (1262)

Bośnia 1344

W ostatnim koszyku znajdą się najlepsi zwycięzcy grup Ligi Narodów, którzy w swoich grupach eliminacyjnych zajmą miejsca poza dwoma pierwszymi, czyli zapewne kwartet z grona: Rumunia, Szwecja, Macedonia i Irlandia Północna lub Mołdawia, a w skrajnym przypadku nawet San Marino.

Różnica między drugim a trzecim koszykiem jest kluczowa. Zespoły z dwóch pierwszych koszyków mają zagwarantowane, że półfinał  baraży rozegrają u siebie. To duża przewaga, bo będzie to tylko jeden mecz. W finale gospodarz jest już losowany, zatem różnica między pierwszym a drugim koszykiem nie jest już tak olbrzymia. Jednak miejsce wśród czterech najlepszych drużyn wśród uczestników play-offów daje trochę słabszych przeciwników w półfinale oraz gwarancję uniknięcia Włoch w finale.

Różnice między reprezentacjami słabszymi od Ukrainy i mocniejszymi od Słowenii są obecnie w rankingu FIFA minimalne. Czasem decydują wręcz ułamki punktu. W dodatku każde przetasowanie w grupach eliminacyjnych może nas wrzucić o jedno miejsce wyżej lub niżej niż obecnie zajmowane.

Z prognoz portalu Football Meets Data wynika, że granicą dającą pierwszy koszyk powinno być 1530 punktów, a drugi – 1500 punktów. Co to oznacza dla nas?

Poprzedni mecz Polski z Nową Zelandią odbył się w 2002 w Ostrowcu Świętokrzyskim. Nie przeszkodziło to w wizycie kibicom gościCo da nam rozstawienie w barażach?

Za wygraną z Nową Zelandią zarobimy trzy punkty do rankingu FIFA, za remis stracimy dwa, a za porażkę aż siedem.

Mecze eliminacyjne punktowane są znacznie wyżej dlatego wygrana z Litwą i Maltą da około trzech-czterech punktów, remis oznaczać będzie stratę ośmiu-dziewięciu oczek, a porażka – ponad dwudziestu.

Za wygraną ze znacznie silniejszym rywalem otrzymuje się większą nagrodę, dlatego pokonanie Holandii da nam kilkanaście punktów, remis – pięć, a porażka oznaczać będzie utratę siedmiu oczek.

Zatem przy 1517 punktach, jakie dziś posiadamy w rankingu, można spodziewać się, że pierwszy koszyk da nam:

  • wygranie wszystkich trzech meczów eliminacyjnych lub:
  • zdobycie w nich siedmiu punktów i wygrana z Nową Zelandią

Trzeba pamiętać, że jest wówczas także możliwe wygranie przez nas grupy eliminacyjnej, co będzie oznaczało, że analizować będziemy wtedy nie koszyki barażowe, a od razu te finałowe. Uprzedzając pytania – znajdziemy się wówczas w trzecim z nich, a w przypadku awansu na mundial po play-offach – w ostatnim.

Wynik meczu z Nową Zelandią może zdecydować

Jeśli zdobędziemy pięć lub sześć punktów w pozostałych meczach eliminacyjnych, to powinniśmy utrzymać się w drugim koszyku. Natomiast jeśli zdobędziemy ich cztery i przegramy z Nową Zelandią, to spadniemy do trzeciego koszyka. Inna sprawa, że możemy wówczas stracić drugie miejsce w grupie, a w play-offach zagra wtedy Finlandia.

Oczywiście bardzo wiele może się jeszcze zmienić ze względu na sytuację w innych grupach. Mało tego, nawet wygrana Walii z Anglią w meczu towarzyskim znacząco pogorszy stojące przed nami perspektywy. Niezależnie jednak, czy inne rozstrzygnięcia potoczą się na naszą niekorzyść (gdy Niemcy, Szwecja, Dania, Austria, czy Belgia wskoczą do baraży), czy też będą nam one sprzyjać, punkty za mecz z Nową Zelandią mogą okazać się kluczowe w walce o pierwszy lub drugi koszyk.

W każdym razie z całą pewnością nie można już dziś powiedzieć, że mecz towarzyski jest nieważny i że można go odpuścić. Na dziś istnieje niemałe prawdopodobieństwo, że punkty za spotkanie z Nową Zelandią mogą decydować o naszym losie w barażach. Dlatego podejście do niego kompletnie szkoleniowo, bez patrzenia na wynik nie będzie dobrym pomysłem. No ale jeżeli Jan Urban nie zdecydował się powołać Oskara Pietuszewskiego, bo jest dla niego jeszcze za wcześnie, to chyba będziemy podchodzili do czwartkowego spotkania niesamowicie serio:

Inną sprawą jest to, że rywal jest na tyle przeciętny, że nie powinniśmy mieć z nim wielkich problemów. Z drugiej strony ranking Elo wskazuje, że All Whites to ekipa na poziomie mniej więcej Irlandii Północnej albo Albanii, a więc drużyn przeciętnych, ale z pewnością nie z totalnych nizin europejskiej piłki.

Dlaczego właściwie gramy akurat z Nową Zelandią?

Pytanie brzmi jednak, dlaczego właściwie gramy akurat z Nową Zelandią i czy jest to korzystny rywal dla Polski pod względem walki o jak najlepszy ranking FIFA? Z kim innym mogliśmy grać?

We wszystkich europejskich eliminacyjnych  grupach czterozespołowych każdy uczestnik gra dwa mecze w tej przerwie reprezentacyjnej bez pauzowania. Grupy od A do F naodpoczywały się przecież już w marcu i czerwcu nie grając żadnych spotkań.

W pozostałych grupach pięciozespołowych są pojedyncze drużyny niegrające meczu w pierwszym z październikowych terminów. Wraz z nami są to: Rumunia, Mołdawia, Walia, Anglia i Gibraltar.

Pierwsze informacje Przeglądu Sportowego o możliwości towarzyskiej gry z Nową Zelandią pojawiły się pod koniec stycznia, ale dopiero 13 sierpnia zostało to oficjalnie potwierdzone.

Tymczasem już 16 stycznia Rumunia ogłosiła, że zagra 9 października z sąsiadami z Mołdawii. Niewiele później Anglicy potwierdzili, że zagrają z Walią na Wembley. Już wtedy z Europy pozostał nam zatem do dyspozycji jedynie… Gibraltar. A to przeciwnik absurdalny. Wygrana, niezależnie od jej wysokości, dałaby nam jedynie 0,7 punktu do rankingu. Gra nie warta świeczki, bo remis oznaczałby utratę aż czterech oczek, a porażka – dziewięciu. Pewnie do tego by nie doszło, ale zysk w postaci niecałego punkciku byłby nieadekwatny do wysiłku.

Gibraltar swojego rywala potwierdził jeszcze później niż my, bo we wrześniu. Jak słaby był wówczas wybór świadczy fakt, że została nim… Nowa Kaledonia, która jest terytorium zamorskim Francji leżącym w Oceanii. W marcu dotarła ona do finału tamtejszych eliminacji mundialu, który oczywiście wygrała Nowa Zelandia awansując na turniej w 2026 roku. Dzięki powiększeniu mistrzostw pierwszy raz w historii tamtejszy reprezentant może zagrać w finałach bez konieczności rozgrywania baraży.

Zagra w nich natomiast właśnie Kaledonia, a także Boliwia, a wkrótce miejsce w nich wywalczy także zespół azjatycki, afrykański i dwie drużyny z północnoamerykańskiej strefy CONCACAF. Dwie najlepsze ekipy z tego grona awansują na mistrzostwa świata.

Warto pomyśleć z kim się zagra

Mecz z Anglią byłby dla nas oczywiście kompletnie nieopłacalny. Pod względem rankingowym, lepiej w ogóle nie grać, niż mierzyć się z drużyną Tuchela.

Z Mołdawią dopiero co się mierzyliśmy. Najlepiej byłoby zagrać z Walią, a szczególnie z Rumunią, która przechodzi lekką zadyszkę, nie odwzorowaną jeszcze w rankingu FIFA. Wygrana z nimi dałaby około pięciu punktów, a jest to ekipa niewiele mocniejsza od Nowej Zelandii. Niestety, PZPN został z ręką w nocniku i wszyscy rywale byli już zajęci, zanim dokonaliśmy wyboru.

Jeżeli sądzicie, że takie kalkulacje to przesada, to musicie wiedzieć, że na świecie funkcjonują specjalistyczne firmy, które oferują swoje (sowicie płatne) usługi federacjom krajowym, by podsuwały im na spotkania towarzyskie najbardziej korzystnych rankingowo przeciwników. Ostatnio w mediach pojawiła się krytyka Walii ze względu na wybór rywala (Anglii), który fatalnie rokuje pod względem załapania się do pierwszego koszyka w barażach. Dla nas ich błąd to dobra wiadomość.

Najbardziej opłaca się grać z Katarem i USA, najmniej – z Hiszpanią i Ekwadorem

Skoro można oszacować zysk i stratę na wybraniu każdego rywala do meczu towarzyskiego, to sprawdziłem wszystkie kraje świata i okazuje się, że patrząc z perspektywy rankingu FIFA, wybór Nowej Zelandii jest pod względem „opłacalności” dopiero na 160. miejscu spośród 210. państw! Najbardziej opłaca się mierzyć z tymi drużynami, które są przeszacowane w rankingu światowej federacji: Katar, USA, RPA, Nigeria, Belgia czy Bośnia. Najmniej korzystne są mecze z tymi, którzy w rankingu są niedocenieni (Ekwador, Norwegia, Kolumbia, Dania, Grecja) lub plasują się tak daleko, że nie opłaca się schylać po ułamki punktów (San Marino) albo są na jego czele, jak Hiszpania. Jak mawiał Wojciech Łazarek to jak całowanie tygrysa w dupę. Przyjemność żadna, a ryzyko duże.

Najbardziej „nieopłacalnym” rywalem na świecie jest dziś Ekwador. W rankingu FIFA zajmuje dopiero 24. miejsce za Iranem czy Koreą, a przecież dopiero co okazał się być drugą najlepszą drużyną Ameryki Południowej w eliminacjach do mundialu. Niewiele za nim plasują się Argentyna, Paragwaj i Kolumbia, ale gorsze od nich byłyby Hiszpania i Norwegia.

Wygrana z najlepszą na świecie La Roja dałaby wiele punktów (osiem), ale trudno o niej dziś marzyć komukolwiek. Ekipa Haalanda jest dziś notowana zdecydowanie zbyt nisko – dopiero na 31. miejscu, za Walią i Australią.

Wybór Nowej Zelandii na rywala był jednym z najgorszych możliwych pomysłów?

Wśród pięćdziesięciu krajów, z którymi zagrać jest mniej korzystnie niż z Nową Zelandią, jest aż dwadzieścia jeden krajów europejskich zajętych w tym czasie swoimi meczami, siedem zespołów południowoamerykańskich z poumawianymi już spotkaniami towarzyskimi, sześć innych ekip z już wypełnionym terminarzem, trzy drużyny startujące w eliminacjach Pucharu Azji, cztery zespoły grające w afrykańskich kwalifikacjach oraz Rosja (zajęta akurat bratobójczym bojem z Iranem).

Mariusz Kukiełka i Arkadiusz Głowacki przeciwko Nowej Zelandii

Zostaje więc nam tylko ośmiu rywali mniej opłacalnych od Nowej Zelandii. Są nimi karaibskie: Kajmany, Aruba, Turks i Caicos, Bahamy, Amerykańskie Wyspy Dziewicze, Anguilla oraz leżące na Pacyfiku Tonga i Guam. Uznajmy jednak, że są to kraje tak egzotyczne, że nikt w PZPN po prostu nie znalazł do nich numeru telefonu, faksu, czy jakich tam się u nich używa urządzeń.

Traktując jednak temat bardziej serio – ci rywale po prostu nie wypełniliby Stadionu Śląskiego polskimi kibicami. Można by więc zacząć kręcić aferę, że PZPN wybrał najmniej korzystnego rywala pod względem rankingu, spośród wszystkich, którzy realnie wchodzili w grę.

Nikt nie był już wolny

Problem w tym, że prawie cała reszta świata była już zajęta – najczęściej swoimi meczami kwalifikacyjnymi lub eliminacjami Pucharu Azji. Kto był do dyspozycji? Oczywiście gospodarze mundialu. Problem w tym, że oni chcą grać przede wszystkim u siebie, by testować organizację przed przyszłorocznym turniejem. Amerykanie zaprosili Ekwador, Kanada – Australię, a Meksyk – Kolumbię, a więc zespoły, które mają już dziś pewną grę w finałach. To oczywiste. Przed każdym wielkim turniejem gospodarze tak robią i nic w tym dziwnego.

Zresztą – dla nas wylot za ocean na trzy dni przed meczem z Litwą byłby idiotyczny. Wiadomo było, że wolne będą w październikowym terminie zespoły południowoamerykańskie, które stanowią w większości ten rodzaj przeciwnika, który jest najbardziej nieopłacalny pod względem rankingu spośród wszystkich krajów świata! Mielibyśmy szanse zyskać na jedynie na meczach ze słabszymi: Chile, Peru lub Wenezuelą, ale one akurat umówiły się na mecze ze sobą i Argentyną.

Zatem w połowie roku nie tylko nie było mniej korzystnego rywala od Nowej Zelandii, ale także nie było zbyt wielu bardziej korzystnych. Po prostu nie mieliśmy żadnego wyboru. Problem w tym, że stało się tak na własne życzenie. Gdyby PZPN zadbał o to wcześniej, jak nasi rywale, moglibyśmy być dziś w nieco lepszej sytuacji.

CZYTAJ WIĘCEJ NA WESZLO O REPREZENTACJI POLSKI:

Fot. Newspix.pl