Kacper Kozłowski udzielił wywiadu, który jest ciekawy, ale jednocześnie smutny – jeśli bowiem wciąż niespełna 22-latek rozlicza się ze swojej kariery w tonie „co nie wyszło i dlaczego”, musi być to przygnębiające. Jednocześnie ta rozmowa i kariera (a właściwie wciąż jej początek!) musi być przestrogą choćby dla piłkarza, o którym ostatnio wszyscy rozmawiają.
Ale od początku. Kozłowski w Sport.pl mówił: – Największy wpływ na to, że moja kariera wyhamowała, miał transfer do Brighton. Nie nazwę tego błędem, bo marzyłem o tym, by zagrać w najlepszej lidze na świecie, ale w tamtym czasie to był za duży przeskok. Zwłaszcza pod względem fizyczności. Nie byłem gotowy na to, żeby tam zostać i grać. W momencie, w którym odchodziłem z Pogoni, powinienem celować w inne kraje, np. Holandię, które przygotowałyby mnie do transferu do Premier League.
(…)
– Wiele osób chciało, żeby ten transfer doszedł do skutku. Mogę powiedzieć, że mając raptem 18 lat, sam w pełni nie decydowałem o tym ruchu. Istotne było też to, że idąc do Brighton, nie miałem żadnej rozmowy z trenerem. Nie znałem żadnego planu na mnie, szedłem tam w ciemno.
(…)
– Nikt mnie do niczego nie zmuszał. Ale w momencie transferu zadowolonych było wiele osób, nie tylko ja. Brakowało trochę spokoju, bardziej racjonalnego spojrzenia na moją przyszłość. Nie miałem żadnej rozmowy z dyrektorem sportowym czy trenerem. Po prostu wyjechałem do najlepszej ligi świata, w ogóle nie będąc na nią gotowym. No i sprawy potoczyły się tak, jak nie chciałem, żeby się potoczyły, bo ostatecznie nawet nie zadebiutowałem w pierwszej drużynie Brighton.
Ten transfer odbył się przecież nie tak dawno temu, bo w 2022 roku, a Kozłowski – to nie zarzut – brzmi jakby opowiadał o latach dziewięćdziesiątych. To znaczy – przyszedł ktoś bogaty ze świata, który wydawał się niedostępny, rzucił masę pieniędzy na stół, nastolatek był zagubiony, ale miał swoje marzenia, więc się zgodził, mimo że poza kasą nie było innych konkretów (jak na przykład rozmowa z zarządzającymi klubem, do którego trafiał).
Oczywiście nikt go na siłę nie wypychał, ale jednocześnie zawodnik najwyraźniej nie miał nikogo, kto by z nim ten ruch od deski do deski przemyślał, podpowiedział, wspólnie się zastanowił. Przyszli bogacze, dali kasę, więc trzeba brać!
No tak się kariery nie planuje. Właśnie: kiedyś tak, kiedy byliśmy zaściankiem i piłkarsko, i państwowo, bo przecież transformacja była trudna, a na Zachód patrzono jak na zbawienie. No, ale jednak urośliśmy, wiadomo, wciąż Anglia jest w futbolu ziemią obiecaną, ale nie powinna jednak tak zawładnąć głową, żeby rzucić wszystko i jechać. Nie zawładnęła na przykład Lewandowskim, który mówił, że bazę Blackburn chciał obejrzeć, bo po prostu był ciekawy jak funkcjonuje klub Premier League, ale i tak najbardziej myślał o Dortmundzie.
Kozłowski więc się skusił i przepadł. Przestał być ciekawy nawet dla reprezentacji Polski, która każdą namiastkę kreatywności bierze w ciemno i musiał odbudowywać się w Holandii, a teraz w Turcji, ale znów w nieszczególnie ekscytujących klubach. Do planu, który niejako nakreślił sobie w wywiadzie z Weszło, bardzo daleko:
Wciąż ma dużo czasu, by grać na dobrym poziomie, ale jednocześnie sporo tego czasu stracił. Czy go nadrobi – po prostu zobaczymy, ale ta historia pokazuje jak ważny jest pierwszy krok po Ekstraklasie i jak ważny będzie on również dla Oskara Pietuszewskiego.
Kacper Kozłowski przestrogą dla Oskara Pietuszewskiego
Dzisiaj trwa dyskusja, czy to dobrze, czy to źle, że Pietuszewski nie przyjechał na zgrupowanie reprezentacji Polski, niektórzy wręcz biczują Urbana, że jest betonem, skoro piłkarza Jagiellonii nie wziął. A prawda jest taka, że to powołanie w kontekście kariery skrzydłowego nie ma ŻADNEGO znaczenia.
Parę lat temu, ci sami ludzie, którzy teraz wpychają do kadry Pietuszewskiego, wpychaliby Kozłowskiego (no i był najmłodszym debiutantem na Euro), no i Kozłowski pokazał na przykładzie negatywnym, co tak naprawdę jest ważne – rozsądek przy wyjeździe z Ekstraklasy. Jemu i jego otoczeniu tego rozsądku zabrakło, więc po kilku latach wraca do reprezentacji, ale gdyby nie wrócił, to nikt by nie zauważył.
I skoro ludzie z Jagiellonii – tak mądrze nią zarządzający – mówią, że jeszcze jest za wcześnie, skoro Urban z ręką do młodych (u niego w Ekstraklasie debiutowali Żyro, Furman, Kosecki, Żyro, Rybus, Jóźwiak, Gumny i masa innych) mówi, że trzeba chwilę poczekać, to wypada im po prostu zaufać.
Jest wielka potrzeba wśród kibiców, żeby w polskiej piłce były talenty, ale obsesja po pojawieniu się takiego jest niezdrowa. Robi się z Pietuszewskiego zbawcę, a on dopiero zagrał parę dobrych meczów. Gdyby zapomnieć o metrykach, prędzej trzeba by powołać Błanika.
Zatem – jak napisał kiedyś Zbigniew Boniek – spokojnie.
Na Pietuszewskiego przyjdzie już pewnie niedługo czas w tej reprezentacji. Potem zaś będzie czas na transfer, który będzie trzeba zrobić mądrze. I potem powinniśmy mieć efekt taki, że za parę lat Pietuszewski nie udzieli smutnego wywiadu.
A to, że chłopak nie zagra z Nową Zelandią – bo Urban nie wrzuca młodych na chybił-trafił jak Probierz – nie ma żadnego znaczenia.
CZYTAJ WIĘCEJ O REPREZENTACJI POLSKI:
Fot. Newspix