• Niemieckie koncerny przeprowadzają masowe zwolnienia; 
  • Zdaniem Mateusza Żydka, to „dłuży trend”; 
  • „O ile faktycznie mówimy o pewnej masowości zjawiska w Niemczech, o tyle w Polsce mamy schłodzenie rynku pracy” – zastrzegł w TOK FM ekspert Randstad Polska. 

Rekordowe zwolnienia w Niemczech. Jak wynika zapowiedzi Volkswagena, koncern zamierza zwolnić 35 tys. osób do 2030 r., Bosch – 14 tys. osób, także do 2030 roku. Inne firmy? Mercedes-Benz planuje redukcję o 8 tys. osób, Audi – 7,5 tys. osób, Lufthansa – 4 tys., Siemens Digital Industries – 2,6 tys., a Ford – 1 tys.

– Już postrzegamy zwolnienia w niemieckiej gospodarce jako dłuższy trend. To oznacza, że problem nie jest związany tylko i wyłącznie z tym, jaka jest koniunktura, ale także z sytuacją samych firm – skomentował w TOK FM Mateusz Żydek z Randstad Polska. 

Wskazał przy tym od razu, że koncerny w dużej mierze przegapiły moment, w którym powinny zmienić podejście do prowadzenia biznesu. – Być może bardziej się uelastycznić, być może poszukiwać innych rynków zbytu, a przede wszystkim przejść transformację, w tym m.in. technologiczną – dodał w rozmowie z Wojciechem Kowalikiem. 

Inna rzecz, jak dopowiedział, że branża motoryzacyjna przestała być konkurencyjna także po stronie kosztów. Przy czym, zastrzegł, wynika to nie tylko z cen surowców i kosztów pracy, ale także rosnącej konkurencji, przede wszystkim ze strony firm chińskich i amerykańskich. 

„Schłodzenie rynku pracy w Polsce”

– A jakieś widoki na poprawę tej sytuacji? – chciał widzieć prowadzący „TOK 360”. 

– Choć mówimy o tym, że będziemy mieli w Niemczech gospodarcze odbicie w ciągu najbliższych dwóch lat, to jednak wcale nie musi to oznaczać poprawy w przemyśle. Głównie dlatego, że plany restrukturyzacyjne rozłożone są na lata. Stąd niewątpliwie dopiero za cztery-pięć lat będziemy odczuwać realną poprawę sytuacji dla przemysłu – odpowiedział Mateusz Żydek. 

Dopytywany czy obecne kłopoty tamtejszego rynku pracy tu i teraz powinny również nas niepokoić, odpowiedział krótko: „tak i na pewno już zaczynamy je odczuwać”. Choć, jak od razu dodał, nie jest tak, że w prostej linii przełoży się to na koniunkturę rynku pracy. – O ile faktycznie mówimy o pewnej masowości zjawiska w Niemczech, o tyle w Polsce mamy schłodzenie rynku pracy – dopowiedział. 

W praktyce, wyliczył, może to powodować nieznaczne wzrosty poziomu bezrobocia, ale tylko punktowo, wydłużony czas poszukiwania zatrudnienia i np. kłopoty z „dopasowaniem kompetencyjnym”. 

– To, co broni polską gospodarkę i polski przemysł, to z jednej strony większa dywersyfikacja, z drugiej strony – poszukiwanie innych rynków zbytu niż Niemcy. Do tego dochodzi też większa elastyczność i zwinność. Wydaje się, że polskie firmy są na to bardziej gotowe, bo bardzo często mają już za sobą procesy cyfryzacji i przemian technologicznych – zastrzegł przy tym. 

Na koniec zwrócił uwagę, że to, co może być też widoczne w najbliższych latach to ograniczenie inwestycji niemieckich. – Ale paradoksalnie znowu ta sytuacja na niemieckim rynku i w niemieckiej gospodarce może sprawiać, że jeśli firmy jednak zdecydują się np. na inicjatywy rozwojowe, to będą je prędzej lokować w Polsce niż w Niemczech. Ze względu m.in. na koszty – skwitował w TOK FM. 

Źródło: TOK FM, PAP