W poniedziałek na drodze ekspresowej S3, pomiędzy miejscowościami Gaworzyce a Radwanice, poseł PiS Łukasz Mejza jechał z prędkością 200 km/h w miejscu, gdzie obowiązuje ograniczenie do 120 km/h. Polityk został ukarany mandatem w wysokości 2,5 tys. zł i 15 punktami karnymi. Odmówił jednak przyjęcia mandatu, zasłaniając się immunitetem poselskim.


Później w rozmowie z mediami Mejza przyznał, że popełnił błąd i nie zamierza się usprawiedliwiać. – Źle się zachowałem i nie mam zamiaru pie*rzyć głupot, bo nic tego nie tłumaczy. Przepraszam. Taka sytuacja nie powtórzy się więcej – zapewnił.


Tłumaczył, że nie przyjął mandatu, ponieważ spieszył się na lotnisko. – Jeśli będzie taka możliwość prawna, ureguluję ten mandat od razu, a jeśli nie, zrzeknę się immunitetu i poniosę pełną odpowiedzialność, bo jestem charakternym gościem, a nie jakimś (Tomaszem) Grodzkim, który będzie się chował za immunitetem – stwierdził.

Kaczyński o sprawie Mejzy: To jest wykroczenie drogowe


W środę w Sejmie do sprawy odniósł się prezes PiS Jarosław Kaczyński. Pytany przez reportera TVN24, jakie granice musi przekroczyć Łukasz Mejza, aby spotkały go konsekwencje partyjne, Kaczyński odpowiedział jedynie, że „sprawa została skierowana do komisji etyki i zobaczymy”.


– To jest wykroczenie drogowe. Jeżeli ktoś sądzi, że my z tego powodu będziemy wyrzucali z partii… – dodał.


Na pytanie, czy taka osoba powinna być w parlamencie, prezes PiS odparł, że „ostatnie osoby, które powinny na ten temat mówić, to są osoby, które wspierają Platformę Obywatelską”. – Oni wszyscy nie powinni być w parlamencie – ocenił Kaczyński.


O Łukaszu Mejzie było już głośno, kiedy oferował kosztowne niesprawdzone terapie, a ostatnio imprezował w sejmowej restauracji, za co został ukarany naganą przez Komisję Etyki Poselskiej.


Czytaj też:
Awantura w hotelu poselskim. Interweniowała Straż Marszałkowska