Sezon tenisowy wciąż nie dobiegł końca, choć za nami już wszystkie turnieje WTA rangi 1000. Część zawodniczek z elity zdecydowała się na występ w chińskim Ningbo w turnieju rangi 500. Wśród nich znalazła się Mirra Andriejewa, która ma bardzo ważny powód, by do samego końca walczyć o punkty rankingowe.
18-latka dalej nie jest bowiem pewna awansu do turnieju WTA Finals, choć jest on na wyciągnięcie ręki. Osiągnąć go może już w Ningbo, jednak prawdopodobnie będzie potrzebowała bardzo dobrego rezultatu w postaci co najmniej awansu do finału. W tej samej imprezie rywalizują bowiem Jasmine Paolini oraz Jelena Rybakina, dwie inne tenisistki, które mają ten sam cel. Na koniec cieszyć się będą mogły tylko dwie z tej trójki.
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Świetny początek Mirry Andriejewej. I nagle zwrot!
Biorąc pod uwagę ostatnie niespodziewane kłopoty Andriejewej podczas turnieju w Wuhanie, gdzie Rosjanka wyraźnie walczyła z samą sobą i ostatecznie uległa Laurze Siegemund, walka zapowiadała się bardzo ciekawie. To właśnie Andriejewa zaczęła turniej jako rozstawiona numer 1. i była główną faworytką do końcowego sukcesu. Na samym początku musiała jednak uporać się z Lin Zhu, reprezentantką gospodarzy.
Gra w pierwszym secie była bardzo wyrównana. Chinka, która zajmuje obecnie dopiero 189. miejsce w rankingu WTA (jeszcze kilka lat temu była na 31. pozycji) wspięła się na wyżyny swoich umiejętności, a decydować mogło tylko jedno przełamanie. Tak też się stało. Zhu długo dotrzymywała kroku o 13 lat młodszej rywalce, ale przy stanie 3:3 to ona straciła podanie.
Jeden moment słabości zadecydował o przegraniu pierwszego seta. To Rosjanka prowadziła 6:4 i wydawało się, że jest o krok od awansu do ćwierćfinału. Gdy udało jej się przełamać Chinkę już na początku drugiej partii, mecz wydawał się niemal rozstrzygnięty. A jednak… Lin Zhu wróciła do gry.
Szok w Ningbo! Trybuny szalały z radości
31-latka błyskawicznie odrobiła straty, a potem… zrobiła to ponownie, gdy Andriejewa odpowiedziała kolejnym przełamaniem. Można było spodziewać się zatem, że w drugim secie czekają nas jeszcze emocje. Gdy turniejowa faworytka przełamała Lin Zhu na 3:2, nikt nie spodziewał się tego, co wydarzy się w dalszej części seta.
A mogliśmy mówić o sporej niespodziance, bo od tego stanu… Andriejewa nie wygrała już choćby jednego gema w całej partii. Od stanu 6:4, 2:0 (a potem 3:2) zrobiło się 6:4, 3:6 i Zhu znów miała wszystko w swoich rękach. Młodsza z tenisistek wyglądała na niezwykle rozchwianą i każde rozstrzygnięcie w trzecim secie wydawało się absolutnie możliwe. Reprezentantka gospodarzy stanęła przed wielką szansą.
A jeszcze ciekawiej zrobiło się na początku trzeciej partii, gdy to właśnie Lin Zhu jako pierwsza odebrała serwis Mirrze Andriejewej i była coraz bliżej sensacyjnego awansu. Nad kortem centralnym w Ningbo unosił się zapach wielkiej niespodzianki, która znacząco utrudniłaby szanse Rosjanki na awans do WTA Finals.
Kluczowe wydarzenia seta miały miejsce przy stanie 2:1 na korzyść Chinki, gdy Andriejewa stanęła przed szansą na odrobienie strat. Nie wykorzystała jej, a już chwilę później musiała bronić trzech break pointów. Nie udało jej się już przy pierwszej próbie, co oznaczało, że 189. tenisistka świata prowadziła w trzeciej partii z podwójnym przełamaniem. Prowadziła 4:1, potem Andriejewa odrobiła część strat, ale Zhu odpowiedziała tym samym i mogła serwować po absolutnie sensacyjną wygraną.
I nie wypuściła tej szansy z rąk! Lin Zhu wyeliminowała Mirrę Andriejewą już w jej pierwszym meczu w Ningbo, co oznacza, że Rosjanka musi teraz drżeć o swój występ w WTA Finals. Teraz nic nie jest już w jej rękach.
Mirra Andriejewa — Lin Zhu 6:4, 3:6, 2:6