Aleksandra Mirosław błyszczała na igrzyskach olimpijskich w Paryżu, zdobywając dla Polski złoto we wspinaczce sportowej na czas. Sukcesy kontynuowała, wygrywając m.in. wojskowe igrzyska w Lucernie i mistrzostwa świata w Seulu.
W rozmowie z „Przeglądem Sportowym Onet” Mirosław szczerze mówiła, jak trudny bywa czas po olimpijskim szczycie.
ZOBACZ WIDEO: Córka Szymona Kołeckiego nie wytrzymała. Popłakała się podczas walki
– Pamięta się wspaniałe emocje z igrzysk, ogromną radość, poczucie jakby biegało się tak po prostu, bez wysiłku, bo forma była najwyższa, olimpijska i później oczekiwało się, że już tak będzie zawsze. Jadąc na swój pierwszy Puchar Świata, poszukiwałam tych emocji, które towarzyszyły mi w Paryżu, a ich nie było – podkreśliła.
Mirosław zwróciła uwagę, że zmagała się z syndromem poolimpijskim i koniecznością poszukiwania nowej motywacji.
– Jeden z aspektów tego syndromu to poszukiwanie motywacji, wyznaczanie sobie kolejnych celów. Pojawia się myśl, co mogę zrobić jeszcze lepiej, skoro jestem na szczycie. Przecież nie da się w sporcie osiągnąć więcej niż mistrzostwo olimpijskie – mówiła mistrzyni.
Zawodniczka przyznała, że szybki powrót do treningów był koniecznością, a urlop zaplanowała dopiero po sezonie. Zaznaczyła, jak ważne jest korzystanie ze wsparcia specjalistów. Jak wyznała, gdy zaczynała współpracę z Darią Abramowicz, najtrudniejszy był moment przyznania się przed samą sobą, że nie daje rady i potrzebuje pomocy.
Mirosław doceniła rolę, jaką odegrała Abramowicz. – Po wygraniu igrzysk zaliczyłam duży spadek mentalny. Okazuje się, że to kompletnie naturalne i tutaj wielki ukłon w stronę mojej pani psycholog, która była na to przygotowana. Wiedziała, że to nadejdzie. Daria przede wszystkim pomogła mi poznać siebie, zrozumieć swoje emocje. Najważniejsze jest dla mnie to, że Daria stworzyła bezpieczną przestrzeń, kompletnie wolną od ocen. Mogłam rzeczywiście być sobą – opowiada Mirosław.