Piłkarze Arki mogli przeczuwać, że ich podróż do Białegostoku nie ma żadnego sensu – bo to jak jechać uzbrojonym w dziesięć złotych do dobrej restauracji, nic nie zjesz – ale liga jest bezlitosna, więc gdynianie musieli Jagę odwiedzić. No i już wiedzą na pewno, nie na „chyba” – nie mieli tam czego szukać.

Dziś po prostu Arkę i Jagę dzieli przepaść, która była widoczna aż nadto. Nawet gdy mieliśmy dalej 1:0 i gospodarze zamiast zamknąć temat, dawali przyjezdnym jakąś nadzieję – a ci swoje okazje jak tę Espiau marnowali – i tak różnica w jakości wyglądała na oczywistą. Jakikolwiek kontakt i wiarę w lepszy wynik Arka zawdzięczała tylko rywalowi, który jak zaspany niedźwiedź, musiał się przeciągnąć, pomlaskać, by w końcu wstać i walnąć w łeb nieproszonego intruza.

A że chwilkę to trwało – bywa.

Arka, żeby coś ugrać z Jagą, musiałaby wszystko zrobić dobrze, a miała do tego cholernie daleko. Przy pierwszym golu bramkarz i obrońcy stali jak zaczarowani, obserwując uderzenie z dalekiego rzutu wolnego. Drugi gol? Hermoso wyliczył wślizg jak rząd coroczny budżet (niedokładnie). Trzeci? Perea traci piłkę we własnym polu karnym. Czwarty? Pululu ma cały czas świata w szesnastce, by kopnąć i obok bramkarza, i obok zrozpaczonego obrońcy na linii, który bramkarzowi próbował pomóc.

Jagiellonia Białystok – Arka Gdynia 4:0. Przepaść

Wiadomo, że do części z tych błędów zmusiła Arkę klasa rywala, ale niektórych jednak dało się uniknąć – no jednak taki wolny jak ten Lozano, nie może wpaść, bo albo obrońca musi taki strzał wybić (była szansa), albo bramkarz musi się ruszyć (w innych przypadkach Węglarz się rusza, więc chyba też była szansa).

Gdyby gdynianie byli lepsi, mogliby więc… przegrać niżej. Na remis nie mieli szans. Na wygraną? Dobre sobie.

Dla Jagi był to sympatyczny mecz, bo na przykład Siemieniec wystawił w pierwszym składzie rezerwowego napastnika Syllę i ten strzelił gola, a potem zmienił go Pululu i strzelił dwa. Wszyscy zadowoleni. Swoją drogą, jeśli Masłowski trafił z kimś takim jak Sylla – czyli gościem, który do tej pory w swojej karierze nie zdradzał snajperskiego nosa – należałoby dyrektora prześwietlić, czy nie podpisał jakiegoś paktu z kimś pozaziemskim. Widać już natomiast, że trafił z Lozano, ponieważ za Nene przyjechał ktoś dobry i nie chodzi tu tylko o gole, tylko całość umiejętności.

W każdym razie – my tu gadu-gadu, a Jagiellonia jest liderem. Można łączyć ligę i puchary? Znów?! Niebywałe!

6

Romanczuk

yellow-card

1

Nguiamba

yellow-card

Arys, Karol
5

Zmiany:

Legenda

CZYTAJ WIĘCEJ O EKSTRAKLASIE:

Fot. Newspix