Badanie, które potocznie nazywa się liczeniem wiernych, po raz pierwszy przeprowadzono w 1980 r. Od tamtego czasu odbywa się co roku, w jedną z niedziel października lub listopada. Podczas tego badania praktyk religijnych ministranci lub księża obliczają, ilu „zobowiązanych” katolików uczestniczyło w mszy i przyjęło komunię świętą. Termin „zobowiązani” oznacza wszystkich katolików z danej parafii, oprócz dzieci poniżej 7. roku życia, obłożnie chorych i seniorów, którzy mają problem z poruszaniem się. Dane z tych 45 lat pokazują dwie ważne tendencje. Z roku na rok spada liczba osób, które chodzą do kościoła. A jednocześnie rośnie odsetek tych, którzy przyjmują komunię.

  • Jakie dane poznamy w grudniu przyszłego roku?
  • Dlaczego liczba wiernych spada?
  • Co oznacza termin 'zobowiązani’ w kontekście badania?
  • Jak Kościół wykorzystuje dane z badania liczenia wiernych?

Artur Grabarczyk: Jesteśmy już po corocznym liczeniu wiernych, a niedługo ISKK opublikuje dane z poprzedniego roku. Jaki jest cel tego badania? Po co to liczenie?

Ks. Wojciech Sadłoń: Zacznijmy od tego, że określenie „liczenie wiernych” nie oddaje istoty tego badania, choć rzeczywiście przyjęło się w języku codziennym. Istotą jest poznanie skali uczestnictwa polskich katolików w niedzielnych mszach świętych i przejmowania przez nich komunii świętej.

I do czego jest potrzebna ta wiedza?

Poznanie tego, ilu katolików uczestniczy w niedzielnej mszy i przyjmuje komunię, pomaga budować samoświadomość Kościoła w Polsce. To nam pokazuje, w jakim punkcie jesteśmy, jak się zmieniamy, w którą stronę zmierzamy jako wspólnota. Krótko mówiąc, podstawowym celem jest budowanie samoświadomości na podstawie wiedzy o faktach, tendencjach, procesach, które nas kształtują. Badanie jest prowadzone od roku 1980 roku, więc dostarcza wiedzy o przemianach z ostatnich 45 lat oraz ich wpływie na Kościół jako wspólnotę.

A czy Kościół w jakiś sposób wykorzystuje te dane? Co roku, gdy je prezentujecie, to w mediach jest dyskusja o tym, że mniej ludzi chodzi do kościoła. A potem przez rok jest cisza.

Warto zaznaczyć, że to badanie prowadzi Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego, który jest ośrodkiem badawczo-naukowym. Nie jest to zatem badanie, które należy do działalności duszpasterskiej Kościoła. To inicjatywa o charakterze naukowym, a nie jakaś akcja, która ma na celu dostarczenie biskupom czy księżom konkretnych narzędzi, które mogą wykorzystać w swojej pracy. Dlatego to określenie „liczenie wiernych” jest mylące, bo sugeruje, że to badanie jest jakąś częścią działalności Kościoła.

Jasne, ale robicie konkretną pracę. Rok w rok pokazujecie, ilu ludzi chodzi do kościoła, ilu przyjmuje komunię, jak się to zmienia. Może się mylę, ale wydaje mi się, że biskupi czy księża powinni z niej korzystać, pytać was, jako specjalistów, dlaczego jest mniej ludzi w kościołach i co można z tym zrobić.

Z tej wiedzy się korzysta. Mogę z własnego doświadczenia powiedzieć, że o tych badaniach się rozmawia. Rozmawiają o nich księża, biskupi i to nie tylko raz w roku. Te dane są analizowane w diecezjach, mają więc taką rolę praktyczną, są jakąś podpowiedzią. Raz w roku piszą o tym dziennikarze, bo informacja o liczbie wiernych jest newsem w mediach. Ale w Kościele te dane są omawiane, analizowane przez badaczy i duchownych. Ten namysł jest konieczny, bo dane pokazują, że liczba wiernych chodzących do kościoła spada, ale już nie wyjaśniają, dlaczego tak się dzieje.

A dlaczego tak się dzieje? Weźmy dane z początku historii badania ISKK, czyli z roku 1980. Do kościoła chodziło wówczas 57 proc. wiernych. Ostatnie badanie, z 2023 r., pokazało, że na mszy było tylko 29,5 proc. wiernych. Znacząca różnica.

Znacząca. Ale ten spadek nastąpił w ciągu ponad 40 lat, a to kawał czasu. Prawie dwa pokolenia. W tym czasie Polska się zmieniła, przeszliśmy jako społeczeństwo bardzo długą drogę jako społeczeństwo.

Ale upływem czasu i zmianą pokoleniową chyba nie da się wyjaśnić aż tak dużego spadku. Z czego jeszcze on wynika?

Odpowiedź nie jest prosta, bo istnieje wiele różnych teorii. Niektórzy jako powód wymieniają sekularyzację, zwracają uwagę na to, że wraz z modernizacją, czyli takim rozwojem społecznym, ekonomicznym, wzrostem dobrobytu ludzie mają coraz mniej potrzeb duchowych. Ja mam inną teorię.

Jaką?

Po 25 latach zajmowania się socjologią religii, analizowania różnych danych i robienia własnych badań, skłaniam się do takiej tezy, że przyczyną malejącej liczby wiernych jest coś, co nazywam zwrotem podmiotowym. Chodzi o to, że współczesne społeczeństwo jest bardziej zindywidualizowane, ludzie są bardziej nastawieni na analizowanie swoich potrzeb, na dbanie o swój dobrostan psychiczny. Do tego mamy coraz więcej możliwości, żeby indywidualnie kształtować swoje życie. W konsekwencji wiele różnych więzi, wspólnot i instytucji, w których funkcjonowaliśmy, ulega przemianie, czasem erozji bądź załamaniu. A jako że religijność też jest z natury wspólnotowa, to ludzie też z niej rezygnują.

Czyli ludzie nie chcą już zaspokajać swoich potrzeb duchowych w kościołach?

Tak. Nie jest prawdą, że dziś ludzie nie mają potrzeb duchowych. Mają, ale realizują je zdecydowanie bardziej indywidualnie. Spadek liczby dominicantes też można w taki sposób tłumaczyć. To, że w kościołach jest mniej ludzi, nie znaczy, że Polacy stają się ateistami, że dla nich Bóg i wiara są już po prostu czymś całkowicie abstrakcyjnym i niezrozumiałym. Po prostu potrzeby duchowe, religijne, nie wiążą się już tak mocno z parafią jak wcześniej. Kiedyś wioski, małe społeczności, życie w tych społecznościach bardzo mocno się przenikało z życiem parafii, to było integralnie połączone. Dzisiaj już tak nie jest.

Dawniej była też większa presja, zwłaszcza w małych społecznościach, na to, by w kościele się pojawiać. Dziś ludzie takiej presji nie ulegają.

A w większych miastach jest wręcz presja w drugą stronę, żeby się w kościele nie pojawiać. Jak ktoś chodzi do kościoła, to w niektórych środowiskach raczej nie powinien się tym chwalić.

A ma ksiądz wyjaśnienie tego, tak niewielu polskich katolików przystępuje do komunii? Z jednej strony można powiedzieć, że jest lepiej niż 45 lat temu, kiedy wskaźnik communicantes wynosił 7,8 proc., a w 2023 — 14 proc. Ale z drugiej strony w całej historii badań ten odsetek nigdy nie przekroczył 20 proc.

Zanim odpowiem, muszę jedną rzecz wyjaśnić. Wskaźniki dominicantes i communicantes są wyliczane z ogólnej liczby zobowiązanych w parafii, czyli katolików mieszkających na jej terenie. Żeby powiedzieć, czy te 14 proc., którzy przystąpili do komunii w 2023 roku, trzeba posłużyć się wskaźnikiem nazywanym communikantes względny. On pozwala wskazać, jaka część tych, którzy są na mszy, przystępuje do komunii. Jeśli w 2023 roku na mszy było 29 proc. zobowiązanych, a do komunii poszło 14 proc., to oznacza, że połowa z tych, którzy byli w kościele, przyjęło komunię. Można się zastanawiać, czy to dużo, czy mało i dlaczego tylko połowa. Ale jeśli na niedzielną mszę chodzi coraz mniej ludzi, a jednocześnie rośnie liczba tych, którzy nie tylko idą do kościoła, ale też przystępują do komunii, to widać, że zmienia się pobożność i rośnie świadomość tego, czym jest Eucharystia. Ja w tym widzę też szacunek do komunii. W krajach zachodnich zdarza się, że wszyscy ludzie obecni w kościele idą do komunii, tyle że nie idą wcześniej do spowiedzi. U nas, mam wrażenie, szacunek jest większy.

A co się takiego wydarzyło przez te 45 lat, że tak wzrósł odsetek wiernych, którzy przystępują do komunii? Bo dużo mówimy o tym, że Kościół traci wiernych, bo z roku na rok coraz mniej ludzi chodzi na niedzielną mszę. A pomija się to, że rośnie grono wiernych świadomych.

Dobre pytanie. Myślę, że to efekt różnego rodzaju programów duszpasterskich, pracy nad formacją religijną. Kościół wkłada w to duży wysiłek, w wielu parafiach działają różnego rodzaju wspólnoty, jest wielu duszpasterzy, którzy pomagają w świadomym przeżywaniu wiary. Moim zdaniem ten wzrost to też efekt przemian kulturowych, zwrotu podmiotowego, o którym mówiłem. Ludzie są teraz bardziej nastawieni na samoświadomość, dbanie o siebie, o swoje potrzeby duchowe. Ci, którzy te potrzeby realizują poprzez religię, starają się pogłębiać swoją wiarę. W efekcie są bardziej zaangażowani, wiedzą, po co chodzą do kościoła i przyjmują sakramenty. Ich religijność nie jest powierzchowna, ale bardzo świadoma.

Ks. dr hab. Wojciech Sadłoń SAC jest teologiem i socjologiem. Specjalizuje się w badaniu polskiego katolicyzmu i zmian w religijności Polaków. Jest pracownikiem naukowym Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego i wicedyrektorem Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego.