10 lat temu w Grecji odbyło się pamiętne referendum, które zadecydowało o przyszłości tego zadłużonego kraju: mimo że większość głosujących opowiedziała się przeciwko reformom narzuconym z zewnątrz, rząd Aleksisa Tsiprasa postanowił je kontynuować i pozostać w strefie euro. Opracowano trzeci pakiet pomocowy w wysokości 86 mld euro (według aktualnego kursu 364 mld zł), powiązany z zobowiązaniem do osiągania corocznej nadwyżki pierwotnej. Pojawiły się dwa pytania: czy Grecja kiedykolwiek spłaci wynoszący prawie 180 proc. produktu krajowego brutto dług? I czy kraj jest w stanie osiągnąć nadwyżkę pierwotną?
Jest. Z wyjątkiem lat pandemii, co trudno sobie wyobrazić, każdego roku osiągnięto nadwyżkę pierwotną. Była ona szczególnie wysoka w 2024 r., kiedy wyniosła prawie 5 proc. PKB, a grecki rząd nie wiedział, co zrobić z całą gotówką. Od 2021 r. grecka gospodarka rozwija się w tempie powyżej średniej w strefie euro, osiągając stopy wzrostu powyżej 2 proc.
Wskaźnik zadłużenia publicznego spadł do 155 proc., a rentowność greckich obligacji jest nawet niższa niż we Włoszech i Francji. W 2026 r. pomocowe kredyty mają zostać przedterminowo spłacone, co pozwoli na dalsze obniżenie tego wskaźnika. Ożywił się również rynek pracy, a stopa bezrobocia spadła z 28 do 8 proc.
Wszystko to stało się możliwe dzięki szeregowi reform. Pod rządami Tsiprasa zmiany były jeszcze przeprowadzane pod presją wierzycieli. Wprowadzono drastyczne cięcia emerytur i podwyżki podatków. Oba te działania w bolesny sposób zrestrukturyzowały głęboko zadłużony budżet.
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideo
Greckie problemy jeszcze się nie kończą
Natomiast rząd Kiriakosa Mitsotakisa, który doszedł do władzy w 2019 r., po raz pierwszy przejął „własność” i zastąpił mechanistyczne podejście reformami bardziej przyjaznymi dla gospodarki. Oprócz przyspieszenia planów prywatyzacyjnych, daleko idącej cyfryzacji usług publicznych (Niemcy mogłyby wziąć przykład z tej reformy) i ułatwień w procedurach inwestycyjnych rząd ponownie obniżył podatki od przedsiębiorstw i dochodów do akceptowalnego poziomu. To ostatnie stało się możliwe dzięki szeroko zakrojonemu przejściu zorientowanemu na płatności elektroniczne. W rezultacie wpływy z podatku od sprzedaży niemal eksplodowały. Reformy zostały niedawno nagrodzone podwyższeniem ratingu greckich obligacji skarbowych do tzw. investment grade.
Wydaje się, że wszystko jest w porządku. Jednak można opowiedzieć też inną historię. Rozwój gospodarczy opiera się na dwóch sektorach: turystyce i budownictwie. Co prawda więcej osób ma pracę i zarabia, ale w tych sektorach płace są niskie, a realne wynagrodzenia spadły nawet w wyniku ostatniej inflacji. W związku z tym obecny poziom dobrobytu Grecji jest nadal o ok. 5 p.p. niższy niż w 2007 r. Produkcja i eksport towarów i usług o wyższej wartości, które umożliwiłyby wyższe wynagrodzenia, pozostają natomiast w stagnacji. W związku z tym wydajność pracy na godzinę jest najniższa spośród wszystkich krajów OECD. Nie pomaga tu nawet fakt, że Grecja ma najwyższą liczbę godzin pracy w roku w strefie euro.
Do tego dochodzą najnowsze skandale rządowe: afera podsłuchowa, brak wyjaśnienia i zarzuty tuszowania sprawy w związku z katastrofą kolejową w Tempi, a ostatnio skandal korupcyjny, w którym systematycznie sprzeniewierzano miliardy euro z funduszy UE. Na oczach polityków przyznawano dotacje na nieistniejące stada owiec na nieistniejących pastwiskach. Skandale te podważyły zaufanie do intencji greckiego rządu, aby uporządkować system korupcyjny.
Ateny (zdjęcie poglądowe)Edoardo Frola / Getty Images
Niewykorzystane szanse
Do tego dochodzą dalsze problemy strukturalne, w tym zaległości w reformach systemu sądownictwa. Wszystko to nie zachęca inwestorów i innowatorów, którzy chcieliby produkować w Grecji towary o wyższej wartości. Tacy inwestorzy nadal rzadko pojawiają się na greckim rynku. Najwyraźniej nadal postrzegają oni ryzyko jako nieprzewidywalne, co zniechęca ich do inwestowania w kraju.
Jak doszło do tej „rozbieżności narracji”? Ostatecznie rząd Mitsotakisa zainicjował właściwy proces reform, ale zatrzymał się w połowie drogi. Grecja do dziś nie wykorzystała w pełni korzyści płynących z członkostwa w UE, aby stworzyć instytucje, które ułatwiłyby realizację innowacyjnych inwestycji.
W tym kontekście ostatnie reformy rynku pracy rządu Mitsotakisa wydają się raczej bezskuteczne. Wprowadzenie sześciodniowego tygodnia pracy lub 13-godzinnego dnia pracy w celu zwiększenia skromnych miesięcznych dochodów to jedynie łatanie symptomów. Nie doprowadzi to do wzrostu wydajności pracy (raczej wręcz przeciwnie) ani do inwestycji w produkty o wyższej wartości.
Jeśli więc rząd grecki chce zapewnić większy dobrobyt środkowej części społeczeństwa, musi wyznaczyć sobie bardziej ambitne cele. W dłuższej perspektywie większy dobrobyt nie wynika z tego, że na wyspę przyjeżdża więcej turystów, ale z przełomów technologicznych, które prowadzą do tworzenia produktów o wyższej wartości, a tym samym do wzrostu eksportu i wzrostu gospodarczego.
As w rękawie Aten
Grecja dysponuje odpowiednim kapitałem ludzkim. Według wskaźnika Global Innovation Index kraj ten doskonale kształci swoje pokolenie, a badania naukowe są tam prowadzone na bardzo wysokim poziomie. Jednak przekładanie wyników badań na świat przedsiębiorstw, które wprowadzają innowacyjne produkty na rynek, rzadko ma miejsce w Grecji, a najczęściej gdzie indziej.
Rząd powinien zainicjować trzy ważne reformy, aby stać się atrakcyjnym dla inwestorów. Po pierwsze, Ateny muszą więcej inwestować w badania i rozwój, a nauka i gospodarka muszą mieć możliwość znacznie bardziej systematycznej niż dotychczas produktywnej wymiany — w Grecji nadal są to dwa odrębne obszary.
Po drugie, proces reform musi być kontynuowany w wielu obszarach, a jakość administracji publicznej, ale także wymiaru sprawiedliwości, musi ulec poprawie. Przykład: dla inwestorów wystarczającym powodem, aby nie inwestować w danym kraju, jest fakt, że w Grecji egzekwowanie roszczeń umownych trwa 10 lat. Po trzecie, centralistyczny rząd musi zacząć angażować politykę lokalną i rozdzielać odpowiedzialność na większą liczbę podmiotów. Atrakcyjność danej lokalizacji zależy bowiem również od lokalnego klimatu biznesowego.
Obecny rząd znajduje się już w połowie kadencji — poparcie społeczne, które w 2023 r. wynosiło 41 proc., zmniejszyło się obecnie o połowę z powodu ostatnich kryzysów. To wystarczający powód, aby kontynuować tak pilnie potrzebny proces reform.