- Dużo czytania, a mało czasu? Sprawdź skrót artykułu
Kobieta przyjechała do Warszawy na kilka godzin, oczekując na samolot. Nie znała miasta, nie miała przy sobie polskiej waluty, a na Dworcu Wschodnim nie znalazła ani bankomatu, ani kantoru. Z pomocą przyszły jej znajome, które zaprosiły ją do siebie, by nie musiała czekać na dworcu w chłodzie. W trakcie poszukiwania taksówki Ukrainka została zaczepiona przez mężczyznę, który przedstawił się jako kierowca i zapewnił, że można u niego zapłacić kartą.
- Jak długo trwał kurs taksówki?
- Ile wynosiła opłata za kurs?
- Dlaczego kobieta nie mogła zgłosić sprawy na policję?
- Kto pomógł kobiecie w Warszawie?
Według relacji Ewy Sufin-Jacquemart z Kongresu Kobiet i partii Zieloni, kurs trwał 15 min. i odbył się na trasie o długości 6,5 km. Zgodnie z informacjami z paragonu, kobieta została obciążona kwotą 720 zł. Sufin-Jacquemart przyznała, że oddała część tej sumy poszkodowanej, czując wstyd za zachowanie taksówkarza.
Oddałam kobiecie część tej kwoty ze wstydu za Polaka, który jest po prostu bandziorem bez czci i wiary
— czytamy.
Jak zauważyła Iwona Wyszogrodzka, która udostępniła historię w mediach społecznościowych, kierowca taksówki zmienił taryfę z dziennej miejskiej na nocną pozamiejską, choć kurs odbywał się w ciągu dnia i w granicach miasta. Komentujący zwrócili też uwagę, że paragon był niefiskalny, a ostateczna kwota została ustalona umownie, znacznie przekraczając rzeczywiste stawki.
Starsza kobieta nie miała możliwości zgłoszenia sprawy na policję, ponieważ wieczorem opuszczała Polskę. Cała sytuacja była dla niej dużym stresem, zwłaszcza że — jak podkreślają osoby opisujące zdarzenie — została oszukana przez pierwszego Polaka, którego spotkała po przyjeździe.