W XXI wieku tylko trzykrotnie nie sięgali po mistrzostwo swojego kraju, w którym cała liga gra… na jednym stadionie. Lincoln Red Imps nia mają sobie równych w gibraltarskich rozgrywkach. W Europie szukają jednak pierwszego historycznego punktu. I kolejną próbę jego zdobycia podejmą przeciwko Lechowi Poznań.

Na rodzimym podwórku są absolutnymi dominatorami. W europejskich pucharach to jednak kopciuszek, dla którego awans do fazy ligowej stanowi gigantyczny sukces. Lincoln Red Imps ugoszczą u siebie Lecha Poznań w drugiej kolejce Ligi Konferencji. Choć stwierdzenie, że zrobią to “u siebie” nie do końca jest prawdą. “Kolejorz” jeszcze do niedawna nie wiedział nawet, w jakim kraju zagra z mistrzem Gibraltaru. A ten, jak słyszymy, jest “kilka kroków przed krajową konkurencją”. Choć i tak oznacza to, że mowa o zespole na poziomie… zaplecza naszej Ekstraklasy.

Dalsza część tekstu pod wideo

Stadion z widokiem na Afrykę

Dość nietypowa sprawa, ale Lech Poznań dowiedział się, gdzie zagra z Lincoln Red Imps, dopiero na miesiąc przed spotkaniem. Sytuację dotyczącą stadionu kopciuszka Ligi Konferencji można bowiem określić mianem zagmatwanej. UEFA wybierała między używanym czasem w rozgrywkach pod jej egidą przez drużyny z Gibraltaru obiektem w portugalskim Faro, a położonym na terenie malutkiego państwa Europa Point Stadium. Padło na ten drugi, choć warto zaznaczyć, że nie jest to zwyczajowy stadion Lincoln Red Imps.

Ich “dom”, przechodzący aktualnie proces przebudowy (a właściwie rozbiórki i budowy od nowa), czyli Victoria Stadium, to obiekt… problematyczny. Został postawiony w trzeciej dekadzie XX wieku na spornym terenie, do którego prawa roszczą sobie Hiszpanie. Na pograniczu obu krajów leży bowiem przesmyk, który, według nich, nie został nigdy pełnoprawnie włączony do malutkiego państwa, kiedy ustalano jego granice. Gdy Gibraltar po pierwszej, nieudanej próbie, w 2007 roku ponownie starał się o członkostwo w UEFA, to właśnie m.in. wątpliwości związane z położeniem ich narodowego stadionu piłkarskiego sprawiły, że wniosek został odrzucony. Przyjęto ich dopiero w 2013 roku.

Co ciekawe, na Victoria Stadium w normalnych warunkach gra cała dziesięciozespołowa Gibraltar Football League. Teraz, w czasie remontu, taką samą rolę odgrywa arena starcia z Lechem, Europa Point Stadium – obiekt używany głównie przez drużyny rugby. Należy przyznać, że to jeden z najpiękniej położonych obiektów sportowych na świecie. Ulokowany na samym południowym krańcu państwa (nazwa zresztą pochodzi od Europa Point – najbardziej wysuniętego na południe punktu w całym kraju) i można z niego dostrzec nawet wybrzeże Afryki. Starcie z Lechem będzie pierwszym rozegranym na nim spotkaniem fazy zasadniczej europejskich pucharów.

Od “Pałek Policyjnych” do “Chochlików”

Ci, którzy dobrze znają świat angielskiego futbolu, mogą dostrzegać oczywiste powiązania Lincoln Red Imps z grającym od lat w niższych ligach angielskich Lincoln City. Nazwa, herb, barwy – nie jest to przypadek. Gibraltarski zespół niejako zawdzięcza swoją tożsamość patronatowi starszego o niemal sto lat “kuzyna”.

Drużyna została założona w 1976 roku, w czwartej lidze krajowej, pod nazwą Blue Batons (dosłownie: “Niebieskie Pałki Policyjne”), nawiązującej do powiązań z policją. Nazwę Red Imps przyjęła dzięki umowie zawartej niedługo później między jednym z założycieli, Charlesem Poulsonem i ówczesnym wiceprezesem Lincoln City, Regiem Baileyem. Panowie spotkali się, gdy angielski czwartoligowiec został zaproszony wraz z kilkoma innymi wyspiarskimi zespołami na rozgrywany na Gibraltarze turniej towarzyski. Bailey zaproponował wówczas, że może zostać sponsorem nowo utworzonej drużyny, ale tylko pod warunkiem, że przyjmie ona nazwę nawiązującą do zarządzanej przez niego drużyny.

Padło na Lincoln Red Imps – zaczerpnięte wprost z przydomku Lincoln City, oznaczającego “Czerwone Chochliki”. Takie stworzenie widnieje w herbie zespołu z Anglii i stanowi nawiązanie do symbolu miasta, wywodzącego się z lokalnej legendy o diable zamienionym w kamienną rzeźbę umieszczoną w katedrze w Lincoln. Bliźniaczego chochlika można znaleźć również w herbie Red Imps.

Oba kluby, choć są oddalone od siebie o tysiące kilometrów i nigdy się nie spotkały, zostały powiązane na zawsze. W 2016 roku, gdy Red Imps sensacyjnie pokonali szkocki Celtic 1:0 w domowym meczu kwalifikacji do Ligi Mistrzów, dostali gratulacje od prezesa grającego wówczas w piątej lidze angielskiej City. Stwierdził on wtedy, że “byłoby wspaniale, gdyby wpadli z wizytą”. Pomimo upływu niemal dekady, na razie do niej nie doszło.

Najbardziej utytułowany piłkarz na świecie

Trudno sugerować, że w kadrze mistrza Gibraltaru znajduje się jakikolwiek piłkarz, którego zawodnicy Lecha powinni się szczególnie obawiać. Nie sposób jednak nie wspomnieć o tym klubie bez jego wielkiej legendy – Lee Casciaro. 44-letni napastnik w tym sezonie gra co prawda od święta i jedynie ogony, ale to prawdziwy człowiek-instytucja. Z Red Imps jest związany od początku kariery w 1998 roku i może pochwalić się mianem najlepszego strzelca w historii klubu. A to tylko jeden z jego imponujących wpisów się w annałach gibraltarskiej piłki.

Wystarczy tylko spojrzeć na wyciąg z listy jego osiągnięć:

  • strzelec pierwszego gola reprezentacji Gibraltaru w oficjalnym meczu o stawkę (1:6 ze Szkocją, 29.03.2015),
  • zdobywca jedynego gola na wagę historycznej wygranej 1:0 meczu z Celtikiem (12.07.2016),
  • najstarszy strzelec bramki w eliminacjach Ligi Mistrzów/Pucharu Europy (40 lat i 286 dni, przeciwko macedońskiemu Shkupi, 12.07.2022),
  • współrekordzista, jeśli chodzi o liczbę kolejnych sezonów spędzonych w jednym klubie (27),
  • rekordzista, jeśli chodzi o liczbę wygranych trofeów uznawanych przez UEFA (60).

– To niekwestionowana legenda Red Imps, całej gibraltarskiej piłki i całego “niszowego” futbolu. Lwią część pomnika wybudował sobie, strzelając zwycięską bramkę w najbardziej sensacyjnym spotkaniu w historii gibraltarskiej piłki z Celtikiem – opowiada nam o nim Adam Zmudziński z portalu iGol, entuzjasta lig egzotycznych i niszowych. – W szerszym spektrum piłkarskim zasłynął właśnie jako rekordzista świata pod względem liczby zdobytych trofeów. To oczywiście również efekt dominacji Lincoln na lokalnym podwórku.

I to wszystko, godząc grę w piłkę z jakże pasującą do historii powstania klubu… pracą w policji.

– Mimo że bez problemu byłby w stanie utrzymać się z samej gry w klubie – nie zrezygnował z pracy zawodowej jako policjant. Dzięki temu przeciętny kibic Lincoln Red Imps może czuć, że legenda drużyny jest też zwykłym, bliskim mu człowiekiem – zwraca uwagę Zmudziński.

Jeżeli Casciaro zagra przeciwko Lechowi, to zapewne tylko w symbolicznym wymiarze. W bieżącym sezonie zaliczył już jednak jedno wejście z ławki w europejskich pucharach – przeciwko Bradze w eliminacjach do Ligi Europy.

Dominator na poziomie… I ligi

Całe Lincoln Red Imps również ma gablotę wypchaną po brzegi. W Gibraltarze nie ma bardziej utytułowanego zespołu, a ich osiągnięcia są wyjątkowe nawet na skalę światową. Dość powiedzieć, że od momentu debiutu na najwyższym poziomie rozgrywkowym w sezonie 1984/85, sięgali po mistrzostwo aż 29 razy na 41 prób, łącznie zdobywając 79 krajowych trofeów. W samym tylko XXI wieku wygrywali ligę aż 22-krotnie na 25 możliwych razy. Nie ma drugiej takiej ekipy w Europie. Żaden klub na Starym Kontynencie nigdy nie potrafił też utrzymać tytułu tak długo, jak oni – w latach 2003-16 zdobyli mistrzostwo w 14 kolejnych sezonach. Na całym świecie przebija ich pod tym względem tylko Tafea z Vanuatu.

– Są kilka kroków przed innymi pod względem zarządzania. Jako pierwsi w Gibraltarze stworzyli profesjonalne struktury: chociażby drużyny młodzieżowe czy skauting – kilka lat temu przez zespoły juniorskie przewinął się nawet Polak, Andrzej Bielanowicz. Zarząd ma i realizuje plan długofalowy, co niekoniecznie jest oczywistością w tych rozgrywkach – opisuje Zmudziński. – Przykładowo, wieloletni najgroźniejszy rywal Lincoln w walce o mistrzostwo, Europa FC, w sezonach 2021/2022 i 2022/2023 zdecydował się pójść „all-in” i wydać przeogromne jak na tamtejsze realia pieniądze na transfery i pensje zawodników, aby zdetronizować Red Imps. Nie udało się to, przez co w kampanii 2023/2024 zajął miejsce w dolnej połowie tabeli i do teraz musi się odbudowywać finansowo. Zarząd Lincoln nigdy nie pozwala sobie na tak desperackie ruchy.

Red Imps to oczywiście jedyna drużyna z Gibraltaru, która kiedykolwiek weszła do fazy zasadniczej europejskich pucharów. Obecna kampania nie jest jednak ich debiutem. W Lidze Konferencji grali już w sezonie 2021/22, przegrywając wówczas wszystkie sześć spotkań fazy grupowej. I tym razem będą zapewne chłopcami do bicia, co pokazało inauguracyjne spotkanie ze Zrinjskim Mostar, przegrane 0:5 w Bośni i Hercegowinie. Wciąż czekają więc na historyczny pierwszy punkt w rozgrywkach kontynentalnych. Ale w ich przypadku sam awans do rozgrywek stanowi wielki sukces.

– Lincoln to bez wątpienia drużyna profesjonalna. Zawodnicy mogą bez problemu utrzymać się z samej gry w klubie i jedynie „stara gwardia” z własnej inicjatywy dorabiała lub nadal dorabia w pracy zawodowej. Uważam, że przekładając poziom rywala Lecha na polskie realia, to drużyna na miarę I Ligi. Poziom zespołów w gibraltarskich rozgrywkach jest bardzo rozstrzelony – o ile St. Joseph’s, starające się walczyć z nimi w ostatnich latach o mistrzostwo, zapewne też grałoby w Polsce w I Lidze, tak drużyny dołu tabeli zapewne rywalizowałyby w okolicach IV Ligi – ocenia Zmudziński.

Jeśli kopciuszek ma w czymś szukać szansy na sprawienie niespodzianki, to powinien liczyć na atut własnego boiska. Nietypowa, sztuczna murawa to coś, na czym nieraz przy okazji wizyt w “egzotycznych” piłkarskich krajach potrafili przejechać się faworyci. Z najłatwiejszym w teorii rywalem – maltańskim Hamrun Spartans – zagrają jednak na wyjeździe.

Niezależnie od terenu, nie powinno być wątpliwości. Lech musi wywieźć z Gibraltaru trzy punkty. I najlepiej duży “plusik”, jeśli chodzi o zdobycze bramkowe.