Zofia Marcinkowska urodziła się 22 października 1940 roku w Wieliczce. Choć jej kariera aktorska była krótka, zdążyła zapaść w pamięć dzięki swoim rolom w zaledwie trzech produkcjach filmowych: „Lunatycy”, „Nikt nie woła” i „Weekendy”. W sezonie 1962/63 była związana ze Starym Teatrem w Krakowie, co dodatkowo wzmocniło jej pozycję w polskim świecie filmowym.
Wybór Zofii na główną rolę w filmie „Nikt nie woła” był zaskakujący dla wielu członków ekipy filmowej. Reżyser Kazimierz Kutz w książce „Prywatna historia kina polskiego” wspominał, że decyzja o powierzeniu jej tej roli wywołała szok: – Kiedy oświadczyłem, że główną rolę zagra Zofia Marcinkowska, wywołało to szok w ekipie, który o mało nie doprowadził do rezygnacji kierownika produkcji… Marcinkowska miała w sobie czystość, ale też ukryty dramat… – wspominał.
Krzysztof Cugowski o swojej emeryturze. „Nie mam do nikogo pretensji o to, że w PRL-u to, co robiłem, nie było zawodem”
Henryk Boukołowski, partner filmowy Zofii, zauważył w niej smutek, który miały wpływ na jej życie. – Zofia Marcinkowska była postacią tragiczną… w jej charakterze był jakiś dziwny fatalizm… – mówił aktor. Takie cechy pomogły jej w kreowaniu głębokich postaci, ale też zdawały się przyciągać nieszczęśliwe zdarzenia.
Związek Zofii Marcinkowskiej z aktorem Zbigniewem Wójcikiem okazał się dramatyczny. Partner nadużywał alkoholu, co prowadziło do konfliktów. Ostateczna tragedia wydarzyła się 8 lipca 1963 roku w Krakowie. Reżyser Jerzy Markuszewski wspominał: „Gdy pewnego dnia przyszedł pijany i zabrał się do bicia, popchnęła go, a on uderzył głową w kant zlewozmywaka… Myślała, że go zabiła, więc napisała pożegnalny list i odkręciła kurki. Umarła kilka godzin wcześniej od niego”.
Kochankowie zostali pochowani osobno na Cmentarzu Rakowickim, zamykając dramatyczny rozdział młodej aktorki, której życiorys mógłby posłużyć jako scenariusz filmowy.