Od kiedy wiadomo było, że Rafał Gikiewicz zagra z Widzewem Łódź w barwach Zagłębia Lubin, możliwe były tylko dwa scenariusze tego spotkania. Albo bramkarz zostanie bohaterem swojego nowego klubu, albo pokaże, dlaczego przestał być bohaterem Widzewa. Na jego nieszczęście wygrała opcja numer dwa.

Stylu nowego trenera Widzewa ciężko dopatrzeć się po zespole nawet z lupą. Żadne to jednak zaskoczenie, skoro mówimy o trzecim szkoleniowcu w sezonie i czwartym w tym roku – można się pogubić. Gorszą wieścią jest natomiast to, że mrużyć oczy trzeba też po to, żeby dojrzeć jakość indywidualną poszczególnych nazwisk. Juljan Shehu przestał zrywać pajęczyny, konkret wynikający z dryblingów Mariusza Fornalczyka to żółtko za wpadnięcie sankami w rywala po zgubieniu piłki.

Andi Zeqiri z kolei z powołaniem może się nie minął, za to z podaniami kolegów mija się regularnie. Tym razem było tak, gdy piłkę wzdłuż bramki posłał Samuel Akere i naprawdę wystarczyło wbić ją do siatki jak bilę do rękawa. Nie wyszło i nawet nie ma jak wyliczyć xG tej pomyłki, bo przecież do tego potrzebny jest strzał.

Puchar Polski. Widzew rozczarował, Veljko Ilić go uratował

Głupio byłoby jednak zganiać na nieskuteczność, gdy to Zagłębie może marudzić na celowniki swoich piłkarzy. Jeśli któryś z widzewiaków stanął na wysokości zdania, to zdecydowanie Veljko Ilić. Serb dwoił się i troił, świetnie wyciągnął strzał już w pierwszym kwadransie, potem znakomicie wybronił uderzenie z bliska Michalisa Kosidisa i wreszcie, już po przerwie, dobrze spisał się, gdy do piłki dopadł Damian Michalski.

Nawet ktoś taki potrzebował jednak koła ratunkowego. Ba, dwóch:

  • zaraz po świetnej pierwszej interwencji piłka wpadła do siatki, gdy Kajetan Szmyt kopnął tak, że trafił w Lindona Selahiego i zaskoczył bramkarza, ale sytuację uratował VAR, który wyłapał, że chwilę wcześniej Luka Lucić był na spalonym;
  • zaraz po świetnej drugiej interwencji na poprawkę załapał się Josip Corluka, ale sunący na tyłku Mateusz Żyro nie pozwolił piłce wpaść do siatki.

Można dodać do tego kilka nieudanych prób rywali, gdy Ławniczak czy Radwański nie trafili nawet w światło bramki. W każdym razie o ile Ilić był bohaterem pozytywnym, tak Rafał Gikiewicz dowiódł, że nieprzypadkowo hierarchia bramkarzy Widzewa Łódź została wywrócona do góry nogami w trakcie sezonu.

Rafał Gikiewicz bohaterem Widzewa Łódź w Pucharze Polski. Tyle że jako piłkarz Zagłębia Lubin

Zagłębie Lubin dwa razy przymierzało się do sprowadzenia tego bramkarza. Latem nie zdążyło, więc wróciło do tematu, gdy dostało opcję skorzystania z transferu medycznego. I zrobiło się filmowo, bo wypadło, że Gikiewicz debiut w nowych barwach miał akurat z Widzewem, w dodatku w Łodzi. Idealna szansa, żeby na ambicji zostać bohaterem meczu. Gikiewicz wielu szans na to jednak nie miał, zdawało się, że musi czekać na rzuty karne.

Wtedy właśnie zrobił to, co wypominano mu w Widzewie. Bo doświadczony golkiper potrafił długo grać poprawnie, spokojnie, żeby w niespodziewanym momencie popisać się absurdalną wręcz pomyłką. Blisko było jeszcze w podstawowym czasie gry, w końcówce, gdy Gikiewicz wstrzymał się przed próbą zgarnięcia piłki spod nóg Sebastiana Bergiera, który posłał piłkę obok niego, ale trafił w brzuch Aleksa Ławniczaka.

Dopełniło się w doliczonym czasie gry, gdy już naprawdę wiele wskazywało na serię jedenastek. Zwłaszcza w tej konkretnej sytuacji nikt nie spodziewał się zagrożenia, bo rzut wolny na pięćdziesiątym metrze rzadko zamienia się w koszmar. Bartłomiej Pawłowski sięgnął jednak pamięcią do meczu wiosennego meczu w Radomiu i przypomniał sobie, że były kolega z zespołu lubi „wypluć” mocno kopniętą w niego piłkę. Wtedy odbił strzał zmierzający pod poprzeczkę, teraz złapał i wypuścił piłkę uderzoną dokładnie w środek bramki.

Dziurawy koszyczek, piłka w siatce, Widzew Łódź w kolejnej rundzie Pucharu Polski.

Widzew Łódź — Zagłębie Lubin 1:0 (0:0, po dogrywce)

  • 1:0 – Bartłomiej Pawłowski 112′

WIĘCEJ O PUCHARZE POLSKI NA WESZŁO:

fot. Newspix