Zdjęcie





„Dom pełen dynamitu”
/Eros Hoagland/Netflix /Netflix


„Dom pełen dynamitu” to historia oficjeli Białego Domu, opowiedziana z trzech perspektyw, a zabieg narracyjny zastosowany w finałowych minutach produkcji podzielił widzów. Dla jednych jest on wielką wadą, dla innych – zaletą. Ja zdecydowanie zaliczam się do drugiej grupy i tak, uważam, że jest to najlepszy tegoroczny film Netfliksa. Zdanie mogę ewentualnie zmienić po seansie “Frankensteina”.


Historie bohaterów „Domu pełnego dynamitu” zaczynają się spokojnie. Każdy ma swoje plany – oświadczyny, wycieczka z synem, codzienne obowiązki. Niektórzy zaczynają swój drugi tydzień w pracy; inni łączą obowiązki rodzinne z zawodowymi. Normalny dzień, jak każdy, nawet dla oficjeli Białego Domu. Do chwili, kiedy radary wyłapują pocisk wymierzony w Stany Zjednoczone, a do końca świata, takiego jaki znamy pozostaje ok. 18 minut. 

Telefony, chaos, adrenalina, strach i świadomość tego, co może się stać przy jednym złym kroku czy jednej nieodpowiedzialnej, niepodpartej faktami decyzji podjętej w takt odliczającego minuty zegara to obraz sytuacji w jakiej znaleźli się bohaterowie. Tych gra plejada gwiazd z Rebeccą Ferguson i Idrisem Elbą (w roli prezydenta Stanów Zjednoczonych) na czele. 

W obsadzie również niezastąpiony Jared Harris, znany z “Nocnego agenta” Gabriel Basso, Renée Elise Goldsberry, która ma dość małą rolę, ale zawsze dobrze widzieć ją na ekranie. Przez chwilę widzimy również Willę Fitzgerald, Anthony’ego Ramosa, Jonaha Hauera-Kinga, ale w przypadku tego filmu trudno wyodrębnić jedną świetną rolę – każdy z aktorów ma tutaj do przedstawienia właściwie mikrohistorie.


Zdjęcie





Rebecca Ferguson
/Elisabetta A. Villa / Contributor /Getty Images

Bigelow buduje bowiem obraz-ostrzeżenie bazujące na cytacie, który w pewnej chwili wypowiada bohater Idrisa Elby: „zbudowaliśmy dom pełen dynamitu”. Reżyserka precyzyjnie buduje napięcie, niepokój, zagubienie, poczucie zagrożenia w obliczu zbliżającego się konfliktu. Losy świata mogą zależeć od sekund, a większość ludzkości nawet nie będzie tego świadoma. Niektórzy mogę ewentualnie patrzeć, jak wybrańcy udają się do schronów, kiedy oni i ich najbliżsi nie mają większych nadziei na ratunek.

„Dom pełen dynamitu” nie ma jednoznacznego zakończenia. Nie dowiemy się, jak dokładnie skończyła się ta historia, co dla jednych będzie wadą. Dla innych – zupełnie nie. Napisanie tutaj optymistycznego finałowego aktu byłoby naiwne; wariant pesymistyczny byłby przewidywalny. Wyjaśnienie wszystkiego, znalezienie jednego winnego – proste. Zostało więc niedopowiedzenie i ostrzeżenie zarazem, szczególnie jeśli stworzyło się system, dzięki któremu w sekundę można wszystko zniszczyć. Jeżeli siedzi się na beczce prochu może po prostu lepiej jej nie podpalać.

8/10

„Dom pełen dynamitu”, reż. Kathryn Bigelow, USA 2025, premiera: 24 października 2025, Netflix.

Zobacz też: Adaptacja bestselerowej powieści. Poruszający film Netfliksa chwyta za serce



Wideo






16. Festiwal Kamera Akcja. Marcin Wierzchosławski o polskiej branży filmowej. „Nigdy nie była w tak dobrej kondycji”
INTERIA.PL