„Chcemy czuć się bezpiecznie. To nie powinno być luksusem”
W ostatnich miesiącach coraz częściej mówi się o agresywnych zachowaniach pacjentów względem personelu medycznego. To już nie tylko słowne uwagi skierowane pod ich adresem, ale i fizyczne ataki kończące się widocznymi obrażeniami, a nawet śmiercią. Bolesnymi przykładami mogą być styczniowy śmiertelny atak nożownika na ratownika medycznego oraz kwietniowy w Szpitalu Uniwersyteckim w Krakowie. Wówczas z rąk pacjenta zginął lekarz ortopeda.
Tym razem do groźnego zdarzenia doszło 28 października w jednej z przychodni w zakopiańskim szpitalu. Jak informuje policja, około 50-letni pacjent miał zaatakować lekarkę — wtargnął do gabinetu lekarskiego i wszczął awanturę. Po incydencie mężczyzna uciekł, funkcjonariusze zatrzymali go w jego domu.
Choć sam fakt, że do ataków na medyków w ogóle dochodzi, jest szokujący, to oni sami podkreślają, że brakuje konkretnych działań, które poprawiłyby bezpieczeństwo lekarzy, pielęgniarek i ratowników medycznych.
— Doszliśmy do momentu, gdzie wielu z nas po prostu boi się świadczyć swoje usługi w miejscu pracy. A to jest sytuacja skandaliczna. Do tego nigdy nie powinno dojść — przyznaje w rozmowie z Medonetem dr n.med. Mateusz Kowalczyk.
Rodzą się pomysły, które miałyby pomóc medykom poczuć się w ich miejscu pracy bezpiecznie: to m.in. bramki bezpieczeństwa w szpitalach, kamizelki ochronne dla ratowników, systemy alarmowe, szkolenia z samoobrony i wsparcie psychologiczne. Pojawia się jednak pytanie, czy to realna pomoc, czy tylko próba zatuszowania problemu, którego już nie da się zamieść pod dywan.
— Każde rozwiązanie, które zwiększy poczucie bezpieczeństwa personelu medycznego, będzie przez nas przyjęte z wielką radością — zaznacza lekarz. — Ale chcę mieć poczucie, że jestem chroniony w swoim miejscu pracy i że nie jest to dla mnie luksus, tylko norma — dodaje.
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideo
Jakie działania mają poprawić bezpieczeństwo medyków?
Dlaczego lekarze boją się pracować?
Co spowodowało nasilenie agresji wobec medyków?
Jakie nowe pomysły dotyczące ochrony medyków są proponowane?
„Gaszenie pożarów i czekanie na kolejny atak to za mało. Potrzebujemy strategii”
Rozmówca Medonetu nie ma wątpliwości: działania decydentów w sprawie bezpieczeństwa medyków — podobnie jak w wielu innych obszarach ochrony zdrowia — są reaktywne, a nie strategiczne. Zamiast planu pojawiają się obietnice, a zamiast systemowych rozwiązań — próby uciszenia kryzysu. — Nie mamy rozwiązania długofalowego. Decydenci próbują gasić pożar na tu i teraz, bez żadnej myśli przewodniej. To nie wystarczy, bo za chwilę wybuchnie dziesięć kolejnych — mówi lekarz.
Uważa, że po tragicznych wydarzeniach w Krakowie, kiedy podczas dyżuru lekarz ortopeda został zaatakowany przez swojego pacjenta i zmarł w wyniku obrażeń, nic się nie zmieniło. Medycy nadal czekają na jakiś zwrot akcji i cieszą się, że udało się udaremnić kolejny potencjalny atak.
— Możemy sobie tylko domniemywać, ile jeszcze będziemy czekać. I czy doprowadzimy do następnej tragedii, czy nie. Bo udawanie, że problemu nie ma, to igranie z naszym bezpieczeństwem — mówi dr n.med. Mateusz Kowalczyk.
Zapytany o to, czy po tragicznych wydarzeniach w środowisku medycznym strach stał się codziennością, przyznaje, że lekarze coraz częściej zadają sobie pytanie o to, czy wrócą bezpiecznie do domu. — Każdy miał poczucie, że to mógł być on. Że to mogłem być ja — mówi.
Wielu medyków już wcześniej zgłaszało przypadki nękania przez pacjentów. Sprawy często kończyły się bez rozwiązania. Teraz pojawiają się zapowiedzi, że będą traktowane priorytetowo, a kary dla agresywnych napastników będą bardziej dotkliwe. Ale to wciąż tylko słowa. — Przejdźmy w końcu do czegoś realnego. Bo za chwilę lekarze po prostu nie będą chcieli pracować w takich warunkach. I ciekawe, co wtedy zrobi system — konkluduje lekarz.
MedonetPRO OnetPremiumMedonet
„Wszystko zaczyna się od słowa i od braku reakcji”
Dr n.med. Mateusz Kowalczyk, z wykształcenia psychiatra, nie ma wątpliwości: fala agresji wobec medyków nasiliła się po pandemii COVID-19, ale jej źródła sięgają głębiej. Jego zdaniem to efekt braku reakcji na słowa, które przez lata budowały przyzwolenie na nienawiść wobec przedstawicieli tego środowiska.
— Słowo ma moc. Zwłaszcza wypowiedziane przez polityków. Ich ciche przyzwolenie daje niektórym poczucie bezkarności i wkłada do ręki nóż — mówi.
Wskazuje przy okazji na brak systemowej reakcji wobec środowisk antyszczepionkowych, teorii spiskowych i jawnych ataków na medycynę. Wszystko to, jego zdaniem, przesuwa granice, które kiedyś wydawały się nieprzekraczalne. — Zawsze ubolewamy po tragedii. Ale nikt nie reaguje wcześniej. I teraz zbieramy żniwo tej opacznie rozumianej konsekwencji — dodaje.
— Dziś to jesteśmy my, ale za moment mogą do nas dołączyć przedstawiciele innych zawodów, także politycy — mówi, dodając, że bramki wykrywające metal, kamizelki nożoodporne i kolejne szkolenia to działania wtórne. Prawdziwym rozwiązaniem jest edukacja społeczeństwa — zaniedbana, zideologizowana, sprowadzona do politycznych haseł.
— Mówimy, że edukacja jest ważna, a sami torpedujemy każdy krok w jej stronę — stwierdza ostro.
Podkreśla, że edukacja powinna dotyczyć nie tylko zdrowia i bezpieczeństwa, ale też wrażliwości, empatii, rozumienia innych. Bez niej — i bez systemowego wsparcia ze strony decydentów — nie da się zbudować trwałych zmian. — Edukacja to nie coś, czym można grać. To coś, co powinno być obecne na każdym etapie życia. I bez niej daleko nie zajedziemy — dodaje.
„Nie projektujemy lęku na pacjenta. Ale niepokój jest”
Choć po tragicznych wydarzeniach w środowisku medycznym pojawił się niepokój, rozmówca Medonetu podkreśla, że lekarze pozostają profesjonalistami. Wiedzą, po co wykonują swój zawód, i nie pozwalają, by osobiste obawy wpływały na relację z pacjentem.
— Nie powinniśmy projektować swoich lęków na pacjenta. Naszym zadaniem jest nieść pomoc fachowo i profesjonalnie — mówi dr n.med. Mateusz Kowalczyk.
Zaznacza jednak, że pewien niepokój pojawił się u wielu medyków. Nie chodzi o strach, który paraliżuje, ale o refleksję, która pojawia się po cichu, gdy drzwi gabinetu się zamykają. — U wielu koleżanek i kolegów pojawiła się myśl: „Przecież to mogłem być ja, a jednak tym razem się udało” — tłumaczy.
Dr Mateusz Kowalczyk – doktor nauk medycznych, psychiatra, absolwent Uniwersytetu Medycznego w Łodzi.
Obecnie wiceprezes Naczelnej Rady Lekarskiej, wiceprezes Okręgowej Rady Lekarskiej w Łodzi, członek Rady ds. Zdrowia Psychicznego przy ministrze zdrowia. W latach 2023-2024 przewodniczący Ogólnopolskiego Porozumienia Samorządów Zawodów Zaufania Publicznego.
Działalność społeczną rozpoczął od samorządności doktoranckiej, pełniąc funkcję pełnomocnika zarządu ds. uczelni medycznych Krajowej Reprezentacji Doktorantów, ustawowo powołanej instytucji doradczej ministra edukacji i nauki. Założyciel i przewodniczący Doktoranckiego Forum Uczelni Medycznych. Aktywny działacz samorządu lekarskiego od ukończenia studiów. Były wiceprzewodniczący Koła Młodych Lekarzy ORL w Łodzi, sekretarz ORL w Łodzi oraz członek Komisji Młodych Lekarzy Naczelnej Rady Lekarskiej.
   
 
Pacjent zaatakował lekarkę w zakopiańskim szpitalu – został zatrzymany
Treści z serwisu Medonet mają na celu polepszenie, a nie zastąpienie, kontaktu pomiędzy Użytkownikiem a jego lekarzem. Serwis ma charakter wyłącznie informacyjno-edukacyjny. Przed zastosowaniem się do porad z zakresu wiedzy specjalistycznej, w szczególności medycznych, zawartych w Serwisie należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem.
 
				
	