W pierwszych dniach po podpisaniu kontraktu z Goncalo Feio Radomiak rewolucji nie przeszedł, ale ciekawe są detale umowy. Portal Weszło zagląda za kulisy rozmów z portugalskim trenerem. Ujawniamy szczegóły dotyczące kontraktu i zawartych w nich specjalnych zapisów, zdradzamy szczegóły budowania nowego sztabu i podajemy nazwy klubów, które — wedle otoczenia trenera — były nim zainteresowane.

Radomiak z portugalskimi trenerami trafiał dobrze. Bruno Baltazar był uwielbiany w szatni. W zasadzie – jest uwielbiany, o czym przekonaliśmy się, gdy wpadł w odwiedziny w miniony weekend. Jeśli chodzi o zarządzanie ludźmi, uchodzi za najlepszego szkoleniowca w Radomiu po Dariuszu Banasiku. Nawet ci, którzy nie grali, uważali go za świetnego gościa. Joao Henriques miał inny styl zarządzania, nie był tak blisko drużyny. W poprzednim sezonie sprawnie uzupełniał go Leandro Morais, którego brak był teraz odczuwalny. Natomiast Henriques też był ceniony, szanowany, lubiany.

Goncalo Feio tym się od nich różni, że uznajemy go za przedstawiciela polskiej myśli szkoleniowej. W końcu nawet egzaminy trenerskie zdawał nad Wisłą. Natomiast tym, co łączy go z rodakami, jest na pewno tak zwana bajerka o futbolu. Ten typowo portugalski dryg do kupowania sobie ludzi, podopiecznych, piłkarzy. W Radomiu bardzo szybko zaczął trafiać do nich z tym przekazem, który otwiera serca, dusze i rozplątuje nogi, otwierając drogę do błyskawicznej poprawy wyników.

Ekstraklasa. Goncalo Feio w Radomiaku – oto kulisy rozmów i kontraktu nowego trenera

Nie posądzajcie mnie o ironię, bo tego, że Goncalo Feio potrafi zadziałać jak sprawny strażak — kupić szatnię, lepiej punktować — nikt mu nie odmówi. Tak w zasadzie wygląda jego dotychczasowa trenerska kariera. Podczas pierwszego spotkania z mediami zdradził, że po meczu z Wisłą Płock zawodnicy sami przyznali w szatni, że czują, że stać ich na osiąganie lepszych rezultatów. Musiało więc spodobać im się to, co nowy trener dodał od siebie, gdy już się przedstawił:

— Mogłem być teraz w innym miejscu, ale nie mam czasu i ochoty na pracę ze słabymi zawodnikami. Przyszedłem tutaj, bo wiedziałem, że będę pracował z dobrymi piłkarzami.

Wracamy więc do kwestii, o której w kontekście Goncalo Feio dyskutowaliśmy wielokrotnie. Gdzie teraz zaczepi, kto go zatrudni? Można odstawić na bok najgłośniejsze tematy. Plotki o Southampton czy Rangersach, w które jedni wątpią, inni wierzą. Nie ma sensu o tym rozprawiać, bo takie kluby i tak nijak mają się do tego, że w Radomiu Feio znalazł piłkarzy lepszych, stąd przystał na ofertę Radomiaka.

Goncalo Feio w Radomiaku! Mówi, że się zmienił i ma wielkie ambicje

Z otoczenia portugalskiego trenera płyną jednak także całkiem realistyczne oraz logiczne plotki o tym, kto oferował mu pracę. Bo gdy usłyszałem, że chciał go Noah FC, mistrz Armenii, nie wątpiłem ani przez moment. To klub grający w pucharach, który mocno penetruje Półwysep Iberyjski. Latem szukano tam następcy Ruiego Moty, byłego asystenta Ricardo Sa Pinto, który wypromował się do Łudogorca Razgrad. Goncalo Feio zdecydowanie mógł być człowiekiem, na którego zwrócono uwagę i którego można było skusić dobrą ofertą finansową – Noah FC potrafi naprawdę dobrze zapłacić.

Podobnych ofert, zapytań, propozycji miało być więcej. Tu Grecja, tu Rumunia. W tych przypadkach fakt, że Feio po rozmowach czy zapoznaniu się z tematem nie był zainteresowany, to żadna sensacja. On sam miał to tłumaczyć otoczką — ligi może i niezłe, ciekawe, ale po głębszej analizie, wsiąknięciu w szczegóły okazywało się, że w zestawieniu z Ekstraklasą nie wypadają na tyle kusząco, żeby pakować walizki i gonić na lotnisko, byle taki „pociąg” nie odjechał. Nie od dziś słyszymy, że otoczka i organizacja piłki w Polsce to jednak poziom znacznie wyższy, więc wszystko się zgadza.

W przypadku rozmów o powrocie do Portugalii decydować miało jeszcze co innego. Warunki pracy nie tyle dla samego trenera w klubie, ile dla jego ludzi. Osoba ze środowiska mówi nam, że pomagierzy w sztabach klubów spoza portugalskiej czołówki potrafią inkasować dwukrotnie mniejsze pieniądze niż ich odpowiednicy w Polsce. I też nie mówimy o czubie ligi.

Goncalo Feio miał ponoć szansę na jedną naprawdę dobrą pracę w ojczyźnie — w SC Braga. To elita, gdzie podobnych problemów nie ma, klub z dużymi aspiracjami. Gestifute, agencja portugalskiego trenera, umieściła tam jednak innego trenera. Carlos Vicens to uczeń Pepa Guardioli. Zero zdziwienia, że ktoś taki był preferowaną opcją. I zero zdziwienia, że w obliczu wszystkich tych sytuacji powrót do Polski stał się dla byłego trenera Legii Warszawa rozwiązaniem logicznym, coraz bardziej atrakcyjnym.

Nawet jeśli deklarował, że chciałby, żeby stołeczny klub był ostatnim, w którym będzie pracował.

Goncalo Feio nie trafiłby do Radomiaka bez Antonio Ribeiro. Dyrektor sportowy za niego ręczy

Powrót do Radomiaka oczywiście i tak trzeba traktować jako pewną weryfikację, porażkę. Sam zainteresowany tego nie ukrywał i przyznał, że nie zakładał takiego scenariusza. W pewnym sensie życie powiedziało „sprawdzam”, nie pomógł też pewnie krótki epizod w Dunkierce. Zresztą, nie oszukujmy się, w CV Goncalo naprawdę nie ma aż tak imponujących wpisów, żeby spędzić kolejne miesiące na bezrobociu z przekonaniem, że w końcu zgłosi się ktoś bliższy Bradze niż Noah. Plany trzeba było zrewidować, zwłaszcza że sam zainteresowany podkreśla, że od dawna miał wybranych ludzi do swojego projektu i musi brać odpowiedzialność za to, że ci ludzie też potrzebują wyżywić siebie, rodzinę.

W Radomiu zresztą nie wylądował w pierwsze tempo. To prawda, że Antonio Ribeiro — dyrektor sportowy, przyjaciel Goncalo i brat jego asystenta, Emmanuela — interesował się nim od dawna. Zresztą tak samo, jak Grzegorz Gilewski, właściciel klubu. Czy zatrudniłby go bez namysłu, gdyby zadzwonił np. w sierpniu czy po udanym starcie ligi i spytał, czy temat jest aktualny? Może nie, bo jednak współpraca z Joao Henriquesem układała się dobrze. Natomiast na pewno zatrudniłby go przed startem sezonu, zwłaszcza gdy trwały negocjacje odnośnie podwyżki dla ówczesnego szkoleniowca, które były dość burzliwe.

Goncalo Feio trenerem Radomiaka Radom

Okienko na współpracę otworzyło się tak naprawdę dopiero teraz i Radomiak bardzo szybko z niego skorzystał. Goncalo, poza — w jego mniemaniu — dobrymi piłkarzami przekonała sama osoba Antonio. Twierdzi, że bez niego byłoby to pewnie niemożliwe i można to zrozumieć, bo mimo że nie wygląda na trenera, który mógł przebierać w Bragach i Rangersach, żeby w końcu tam wskoczyć, nie jest też szkoleniowcem, który musi „schylać się” po klub, który w ostatnich latach nie załapał się do górnej części tabeli Ekstraklasy, który pod względem możliwości finansowych wciąż bardziej pasuje do walki o utrzymanie.

Można jednak odwrócić kartę i stwierdzić, że bez Antonio Ribeiro Radomiak też nie zdecydowałby się na taki ruch. Tak, Gilewski chciał Feio wcześniej, lecz było to „dwie afery temu”. W Radomiu, wbrew pozorom, naprawdę długo myślano o tym, jak wyglądała praca tego trenera w poprzednich klubach, ile burz przetoczyło się przez gabinety, środowisko. Może i Goncalo trzeba było przekonać, że warto tu pracować, ale Radomiaka też trzeba było nakłonić, żeby zaufał Feio. To właśnie dyrektor sportowy wziął całościowo na siebie, deklarując, że z racji relacji z trenerem demony przeszłości nie wrócą, problemów wizerunkowych nie będzie.

Brzmi to jednak podobnie do poprzednich przypadków, wtedy też przecież działacze poręczali za Goncalo Feio. Jak skończyli, wszyscy wiemy. Ribeiro poszedł więc all in. Pierwszego trenera wybrał świetnie, pozwolił przebudować zespół, utrzymać się w Ekstraklasie, ale taki wybór następcy oznacza, że de facto kładzie głowę na pieńku. Bo jeśli scenariusz z poprzednich klubów się powtórzy, to wątpliwe, że się wywinie i zachowa posadę.

Specjalne klauzule w kontrakcie Goncalo Feio. Radomiak się zabezpieczył, może też sprzedać trenera za spore pieniądze

Nie wystarczy jednak słowo, nie wystarczy nawet obietnica na mały paluszek. Jak ustalił portal Weszło, Radomiak poza ustaleniami ustnymi zabezpieczył się też w sposób formalny. W umowie Goncalo Feio znalazły się klauzule określające mnóstwo kwestii, nazwijmy to, dyscyplinarnych. Podobnie było w przypadku kontraktu z Legią Warszawa, więc to żadna sensacja, po prostu następstwo pewnych działań, konsekwencje postępowania trenera. Klubowi nie grozi więc utknięcie czy konieczność wypłaty ogromnych pieniędzy wynikających z długiego (2,5 roku) kontraktu.

Inna sprawa, że nowy trener nie zarabia horrendalnie wielkich pieniędzy. Goncalo Feio nie kłamał, gdy w czasie pracy w Legii mówił, że nie dba przesadnie o kasę, bo najważniejsze są jego własne ambicje. W Radomiu potwierdził to, zrzekając się części wynagrodzenia po to, żeby powiększyć sztab szkoleniowy i skonstruować go na swoją modłę. Przecież Radomiak w innych okolicznościach nie wpadłby na pomysł, że potrzebuje np. drugiego trenera bramkarzy.

Za wcześnie, żeby powiedzieć, że po zmianie szkoleniowca Radomiak trenuje lepiej, więcej, ciężej i tak dalej. Obyło się bez rewolucji, nawet jeśli stosowane są znacznie inne metody. Główną różnicą jest organizacja, co zresztą też nikogo nie dziwi. Tego na pewno wymaga i to akurat wszystkim w Radomiu się przysłuży, bo skoro klub nie ma przesadnie rozrośniętych struktur, liczy się efektywność, z którą bywało różnie. O tym, że Feio zaczyna pracę skoro świt, też wszyscy wiemy, więc niczym nowym jest fakt, że klub żyje od rana.

Ciekawe natomiast, że w długim kontrakcie Goncalo Feio znalazła się klauzula odstępnego, którą można wpłacić, żeby wykupić trenera z klubu. Jak ustalił portal Weszło, wcale nie taka mała, bo trzeba byłoby zapłacić jak za transfer piłkarza. Gdyby ktoś zdecydował się na taki ruch, trener dołączyłby do listy najwyższych ruchów wychodzących, choć też trzeba pamiętać, że takie klauzule są różne, w zależności od momentu, o którym mówimy. W każdym razie w przypadku spektakularnego sukcesu Radomiak na pewno nie straci trenera za grosze.

On sam liczy na sukces, odbudowę. Ostatnią rzeczą, która wpłynęła na jego decyzję, była jakość ligi. Goncalo Feio twierdzi, że Ekstraklasa idzie w górę na tyle, że nie trzeba porywać się na ofertę ze średnich, zagranicznych rozgrywek w skali Europy, bo Polska to dziś idealna trampolina. Uważa, że analizował zmiany zachodzące w stawce, nowych trenerów i poczuł ambicję zmierzenia się z coraz lepszymi kolegami po fachu, bo widzi w tym ciekawe wyzwanie. I faktycznie wierzy, że dysponuje składem na tyle dobrym, że zrobienie z Radomiakiem wyniku ponad stan nie będzie sensacją, lecz pozwoli mu się wybić.

WIĘCEJ O RADOMIAKU RADOM NA WESZŁO:

SZYMON JANCZYK

fot. Newspix