Od pełnoskalowego ataku na Ukrainę Rosja ponad 200 razy groziła Zachodowi użyciem broni jądrowej. W jej przypadku trudno uznać to za dowód siły: Kreml sięga po atomowe atuty zazwyczaj wtedy, gdy bieg wypadków obnaża rosyjskie słabości.
Rosja groziła użyciem atomu m.in. podczas efektownych, ukraińskich kontruderzeń jesienią 2022 r., w czasie ataku Ukrainy na obwód kurski czy w odpowiedzi na naloty bezzałogowców, niszczących rosyjską infrastrukturę w głębi kraju. Odwołania do atomowego arsenału towarzyszą także niektórym decyzjom o przekazaniu Ukrainie zachodniej broni.
Doświadczanie wydarzeń muzycznych w XXI w. | Historie Jutra
   
Atomowy szantaż nie jest niczym nowym. Jeszcze w 2008 roku polski minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski zwracał Rosjanom uwagę, by nie stosowali go częściej niż raz na kwartał. Z czasem rosyjskie groźby spowszedniały – zwłaszcza, że jeszcze w 2022 roku francuski minister spraw zagranicznych Jean-Yves Le Drian skomentował pogróżki Putina słowami: „Odpowiadamy, że też mamy broń jądrową”.
Przypomnieniem o natowskim potencjale są cykliczne manewry Steadfast Noon, podczas których Sojusz ćwiczy użycie broni jądrowej. W ćwiczeniach uczestniczą również te kraje, które jej nie posiadają, dzięki czemu np. polskie lub szwedzkie samoloty eskortują w powietrzu maszyny przenoszące bomby atomowe.
Co naprawdę oświadczył Donald Trump?
O atomowym arsenale przypomniały światu także Stany Zjednoczone. 29 października na swojej platformie społecznościowej Truth Social Donald Trump ogłosił, że podczas swojej pierwszej kadencji doprowadził do „całkowitej modernizacji i renowacji istniejącej broni [jądrowej – dop. red.]”, a Ameryka powraca do „testowania (…) broni jądrowej na równych zasadach”.
      
 Deklaracja Donalda Trumpa dotycząca broni jądrowej © Truth Social 
To ważna, ale zarazem dość niefortunna wypowiedź: jej druga część jest nieprecyzyjna, a pierwsza dowodzi braku rozeznania w temacie lub jest celowym wprowadzeniem w błąd.
Nieprawdą jest twierdzenie o przeprowadzonej „modernizacji i renowacji” amerykańskiego arsenału jądrowego. Amerykańskie odstraszanie nuklearne zależy od bazujących na lądzie pocisków balistycznych Minuteman III, wprowadzonych do służby w 1970 r. Niewiele nowszy jest arsenał przenoszony przez okręty podwodne – pociski Trident II zaczęły być produkowane w 1983 r., choć z czasem zostały zmodernizowane.
Broń ostateczna Stanów Zjednoczonych. Atomowy arsenał to muzeum techniki z lat 70.
Także bomby jądrowe B61 to relikt lat 60. XX wieku, choć ich najnowsze wersje – jak składowane w Europie B61-12 czy produkowane od maja 2025 r. B61-13 zostały poważnie zmodernizowane i unowocześnione.
Amerykańskie odstraszanie nuklearne jako całość jest jednak reliktem minionej epoki – przypomina raczej muzeum techniki niż supernowoczesną broń. Dość wspomnieć, że jeszcze dekadę temu w systemach nadzorczych w użyciu były ośmiocalowe dyskietki – archaiczny nośnik danych opracowany w czasach, gdy nie istniały choćby takie firmy jak Microsoft czy Apple, a na świecie nie było jeszcze rodziców żołnierzy, obsługujących dzisiaj atomowe wyrzutnie.
      
 Start rakiety Trident II wystrzelonej spod wody przez okręt typu Ohio © Domena publiczna | Petty Officer 1st Class Ronald Gutridge 
Ameryka miała co prawda nowoczesne, wprowadzone do służby w latach 80. pociski międzykontynentalne LGM-118A Peacekeeper, ale w 2005 r. wszystkie zostały wycofane i zniszczone. Obecnie Pentagon usiłuje naprawić ten błąd rozwijając pocisk LGM-35 Sentinel, ale harmonogram i budżet programu zostały znacząco przekroczone. Sentinel wejdzie do służby prawdopodobnie dopiero w kolejnej dekadzie.
Stany Zjednoczone wyprzedzone przez resztę świata
Jednocześnie Donald Trump wydaje się mylić testy nośników broni jądrowej z próbami samych głowic. Pentagon regularnie testuje swoje środki przenoszenia broni jądrowej, wystrzeliwując pozbawione głowic pociski – ostatnio w maju 2025 r.
  
Tymczasem ostatnie próbne wybuchy głowic jądrowych – poza tymi prowadzonymi przez Koreę Północną – miały miejsce jeszcze w XX wieku. Od poprzedniego wieku testowych wybuchów jądrowych nie przeprowadziły ani Rosja, ani Chiny, ani inne kraje.
     
 Rosyjski pocisk Jars na mobilnej wyrzutni © Militarnyj 
Państwa posiadające broń jądrową – poza Stanami Zjednoczonymi – nie zaniedbały jednak rozwoju jej nośników. Rosja konsekwentnie zastępuje starsze rakiety – jak rodzina pocisków Topol – nowoczesnymi pociskami Jars, a w siłach podwodnych wprowadza pociski R-30 Buława.
  
Nagłaśniane wypadki podczas testów nowych broni nie powinny w tym przypadku przesłaniać większego obrazu – Moskwa nie szczędzi środków na modernizację i rozwój strategicznych wojsk rakietowych, i ma na tym polu sukcesy.
Chiński arsenał atomowy na morzu i na pustyni. Nowe silosy widać z kosmosu
Tą samą ścieżką podążają Chiny, w bardzo szybkim tempie rozbudowujące swój arsenał jądrowy. Coraz bardziej zaawansowane pociski balistyczne, niekiedy również międzykontynentalne (ICBM), rozwijają także Indie (rodzina pocisków Agni i Sagarika), Pakistan (kolejne wersje pocisków Hatf), Izrael (Jericho-3) czy Korea Północna, która opracowując kolejne wersje pocisków Hwasong dysponuje już zdolnością do uderzeń międzykontynentalnych. Kraje te rozwijają także okręty podwodne zdolne do przenoszenia broni jądrowej.
     
 Samolot Rafale z pociskiem ASMP-A pod kadłubem © armee de l’air | Alexandre Beuzeboc 
W Europie rozwoju środków przenoszenia nie zaniedbuje również Francja. Paryż zachował strategiczną suwerenność, rozwijając własne lotnicze pociski manewrujące z głowicami jądrowymi (ASMP-A, ASMP-R, ASN4G), jak i wystrzeliwane z okrętów podwodnych międzykontynentalne pociski balistyczne M51 (obecnie to M51.3).
Z tyłu globalnego wyścigu pozostały za to Wielka Brytania, której atomowe odstraszanie bazuje na amerykańskich pociskach Trident II i same Stany Zjednoczone, których arsenał jądrowy jest wprawdzie wielki, ale przestarzały.
Nowi chętni na broń jądrową
Równolegle rośnie zainteresowanie bronią jądrową ze strony państw, które do tej pory jej nie miały albo przerwały prace nad jej rozwojem. Głosy o możliwości pozyskania broni jądrowej lub „atomowego parasola” ze strony sojuszników pojawiły się w dyskursie publicznym m.in. w Polsce, Ukrainie, Niemczech (niezależnie od uczestnictwa w amerykańskim programie Nuclear Sharing), Japonii czy na Tajwanie.
     
 Niemiecki samolot Tornado IDS z bombą jądrową B61 (albo jej makietą) pod kadłubem © TaskForce23, X 
Do dysputy o atomowym odstraszaniu powróciła także Szwecja, która (podobnie jak choćby Szwajcaria aż do lat 80.) w latach 60. XX wieku prowadziła prace nad własną bronią jądrową, jednak ostatecznie z powodów politycznych i uczestnictwa w traktatach międzynarodowych zdecydowała się je przerwać.
Są środki przenoszenia, nie ma głowic
W kontekście pozyskania broni jądrowej nietypowo prezentują się działania Korei Południowej. Seul, choć nie dysponuje głowicami atomowymi, konsekwentnie rozwija elementy triady nuklearnej: lądowe, morskie i powietrzne środki przenoszenia broni jądrowej.
Atomowe ambicje Seulu. Korea Południowa i triada nuklearna
Wynika to z faktu, że dla rozwiniętego kraju z prężnie działającym sektorem energetyki jądrowej, opracowanie samej głowicy nie stanowi od strony technicznej wielkiego wyzwania. Dużo bardziej czasochłonne są prace nad bronią zdolną do jej przenoszenia. Ten ostatni etap Seul ma już za sobą.
Aby powstrzymać jego nuklearne ambicje, w 2023 roku Stany Zjednoczone zadeklarowały gotowość użycia amerykańskiej broni jądrowej w odpowiedzi na atomowy atak Korei Północnej na Południową. Gdyby doszło do załamania sojuszu z Waszyngtonem, Korea Południowa może jednak w krótkim czasie dołączyć do „atomowego klubu”.
				
	