Mocna, ale uzasadniona opinia. Mileta Rajović to na ten moment tak absurdalnie badziewny badziewiak, że już nawet trudno wierzyć, że mógłby nas do siebie przekonać w jakiejś niedalekiej przyszłości. Wejście do Legii miał nawet przyzwoite, ale to, co się dzieje teraz, przechodzi ludzkie pojęcie. On wręcz z każdą chwilą przesuwa granice przyzwoitości, dowodząc tylko, że da się zagrać gorzej.
Wczoraj stanął naprzeciwko Widzewa, który nie słynie z najszczelniejszej obrony w Ekstraklasie i jakiejkolwiek zalety jego obecności na boisku należy upatrywać w tym, że po prostu skupiał uwagę defensorów. Albo stojąc w jakimś miejscu zwyczajnie zagradzał im drogę do piłki czy innego piłkarza Legii. Powiedzmy sobie jednak szczerze – za miliony euro można oczekiwać czegoś więcej. Nawet nie dyskutujmy, czy to były trzy bańki, czy półtorej bańki, czy może bańka.
Bo wystarczy wziąć jednego z kibiców i on też zrealizuje takie zadania jak wczoraj Rajović. Każesz mu stać, będzie stał. Każesz mu potruchtać, potruchta. A może przy okazji, w przeciwieństwie do duńskiego piłkarza, weźmie czynny udział w grze, kto wie?
I znając życie zagra za jedną setną tego co pan napastnik Mileta Rajović.
Mileta Rajović jest beznadziejny. Kropka
Weszliśmy w taki moment sezonu, że można już chłopa realnie ocenić, co zresztą niniejszym czynimy. Mileta Rajović jest teraz badziewiakiem. Drogim jak na polskie realia, ale badziewiakiem. Niedawno w podobnych słowach pisaliśmy o Yannicku Agnero, ale on to chociaż nie gra w pierwszym składzie i nie trzeba go za dużo oglądać.
A Rajović? Rajović gra, niestety trzeba na niego patrzeć. Za nieodwracalne uszkodzenia wzroku po jego wyczynach nikt nam raczej odszkodowania nie wypłaci.
– Od czego te uszkodzenia? – zapytacie. A no od tego, że przygląda się człowiek grze Duńczyka niesamowicie uważnie, wysila się, żeby znaleźć jakiś niuans, który mógłby jakoś działać na korzyść napastnika Legii. Oczy bolą, mrużymy je jeszcze bardziej, nadal szukamy. A tu gwizdek sędziego, koniec meczu, do widzenia. Kolejne spotkanie, w którym Mileta Rajović okazał się całkiem bezużyteczny, za nami. Zobaczmy, co zdziałał w jego trakcie piłkarz Legii:
- oddał jeden, zablokowany strzał,
- wykonał trzy celne podania, z czego jedno na własnej połowie,
- zaliczył jedenaście kontaktów z piłką.
A to wszystko w ciągu 72 minut gry na stadionie w Łodzi.
Największą zagadką jest tu w sumie ta liczba kontaktów z piłką – co trzeba robić, żeby przy aż jedenastu wykonać tylko trzy podania i oddać jeden strzał? My wam powiemy co trzeba robić. Nic nie trzeba robić.
Mileta Rajović to zawodnik typu nic. Tak, ma w tym sezonie trzy strzelone gole, ale my już wam powiemy, jak to wyglądało. Premierowe trafienie z Cracovią – piłkę po strzele Alfareli odbił przed siebie Madejski i w sumie to trafił prosto na głowę Rajovicia.
Potem był mecz z Radomiakiem, tego gola, to wam po prostu pokażemy, bo szkoda gadać.
Ktoś może przekonywać, że Rajović wyprzedził tu obrońców, ale oni widząc wychodzącego Majchrowicza zwyczajnie Duńczyka odpuścili. Po co się mieli ścigać, skoro wszystko powinno być pod kontrolą? Zresztą, fajną ciekawostkę przytoczył po tym wyczynie Szymon Janczyk: – Najlepsza platforma analityczna świata od sześciu sezonów gromadzi informacje na temat Ekstraklasy, opisując dokładnie każdego spotkanie. Teraz model Hudl StatsBomb ocenił, że szansa Milety Rajovicia na zdobycie bramki w widocznej wyżej sytuacji wynosiła… sto procent! – pisał na Weszło.
Historyczny wyczyn piłkarza Legii Warszawa. Rekord nie do pobicia! [CZYTAJ WIĘCEJ]
Przejdźmy dalej, trzeci gol, na wagę skromnego zwycięstwa nad Pogonią Szczecin. Nie odbierzemy napastnikowi Legii zasług, dał trzy punkty. Ale zrobił to strzałem z rzutu karnego. Wszystkie te okazje miały więc absurdalnie wysoki współczynnik goli oczekiwanych, co tylko pozwala nam uwierzyć, że każdy zamieniłby je na gola.
A co poza tymi golami? No właśnie nic
Dobrze rozprawiał się też z Duńczykiem Przemysław Michalak, który do tematu podszedł na spokojnie, wskazując wprost konkretne okazje, które Rajović koncertowo knocił: – W Lubinie nie potrafił pokonać Dominika Hładuna z paru metrów. Kolejkę wcześniej w Zabrzu uderzał plecami po błędzie Marcela Łubika, ale piłkę z linii bramkowej wybił Jarosław Kubicki. Z Jagiellonią Białystok zaprzepaścił wspaniałą akcję Kacpra Urbańskiego, jego strzał głową z bliska obronił Sławomir Abramowicz – wyliczał kolejne zawody nasz dziennikarz.
Czas nie działa na korzyść Milety Rajovicia [CZYTAJ WIĘCEJ]
Zauważając, że Mileta Rajović ma wszystko, żeby budować pewność siebie i stabilną, wysoką formę. Zaufanie, mała konkurencja, no nic tylko robić swoje. Przy czym to „swoje” sprowadza się teraz do tego, że napastnik w składzie Legii jest i tyle. Nie daje w ataku absolutnie nic i po skandalicznym występie w meczu z Lechem zalicza równie obrzydliwe zawody w Łodzi.
Nie będziemy więc tolerować jakiegokolwiek wciskania kitu i przekonywania, że Rajović robi w cieniu mrówczą pracę godną Oliviera Giroud na wygranym przez Francję mundialu. To jest co najwyżej Giroud z Temu, z tą różnicą, że na Temu płaci się mało, a Legia za Rajovicia zapłaciła dużo.
CZYTAJ WIĘCEJ O LEGII WARSZAWA NA WESZŁO:
Fot. Newspix