W czwartek wicepremier, szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz, wiceminister obrony narodowej Cezary Tomczyk, szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego gen. Wiesław Kukuła oraz dowódca Komponentu Wojsk Obrony Cyberprzestrzeni gen. dyw. Karol Molenda zainaugurowali program powszechnych, dobrowolnych szkoleń obronnych pod hasłem „wGotowości”.


Pilotaż programu rusza w jeszcze tym roku, a na pełną skalę rozpocznie się na początku 2026 roku. Szkolenia mają być powszechne – dostępne dla wszystkich chętnych oraz dobrowolne.

Szkolenia pod publiczkę?


Zaprezentowany przez MON program szkoleń krytykuje generał Roman Polko. Jego zdaniem, powinien być on przygotowany i prowadzony przez inne ministerstwo.


– Zacznijmy od tego, że każdy powinien realizować zadania w ramach własnego obszaru odpowiedzialności, priorytetów i kompetencji. Otóż minister obrony narodowej odpowiada za obronę państwa i to jest jego konstytucyjne zadanie. Odsuwanie wojska od zadań, które są dla niego priorytetowe, tak naprawdę rozbija system szkolenia armii – stwierdził.


Były szef GROM-u wskazywał, że w ostatnich latach na wojsko nałożono wiele nowych zadań, które nie należą do jego kompetencji. Wymienił m.in. ochronę granicy z Białorusią czy usuwanie skutków powodzi. Tymczasem armia powinna w czasie pokoju przede wszystkim szkolić rezerwy.


– Powoli zaczyna to przypominać czasy PRL-u. Brakuje tylko wykopków i budowania gierkówki wojskowej (…) W moim przekonaniu szef MON chce odbudowywać swoją popularność poprzez te powszechne szkolenia, tylko nie do końca wiadomo, jak to ma wyglądać – stwierdził.


Gen. Polko uważa, że za szkolenia powinno odpowiadać Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji, ponieważ „ten resort dysponuje odpowiednimi służbami mundurowymi i całym systemem ratownictwa, który można przygotować metodologicznie, żeby tego typu szkolenia robił”.


Czytaj też:
Rusza system szkoleń wojskowych. Tak można się zapisaćCzytaj też:
Polacy coraz mniej chętni do wojska. Wyraźna zmiana nastrojów