Gdy wysiadłem, trudno było mi uwierzyć w to, co stworzyli Koreańczycy. Pomyślelibyście 10 lat temu, że Hyundai wypuści na rynek 650-konnego elektryka udającego spalinówkę, który dostarczy prawdziwych i szczerych emocji na torze? Ja też nie. Ale czy w tym szaleństwie jest jakiś koniec? Czy wkrótce marka zafunduje nam 800, 900, a może 1000 KM? Otóż nie. Przedstawiciele przyznają, że chcieli zacząć z wysokiego C, ale teraz ich wysiłki skupią się wokół dopracowywania doznań z jazdy i obniżania masy, a swoista „wojna mocy” nie jest ich domeną.