Mateusz Wróblewski, WP SportoweFakty: W niedzielę Orlen Oil Motor Lublin miał dwóch zawodników – Bartosza Zmarzlika i Dominika Kuberę. Cała reszta wypadła fatalnie. Dlaczego?
Dominik Kubera, Orlen Oil Motor Lublin: Toruń to mocny rywal u siebie. Jechaliśmy, jak było widać bez Wiktora Przyjemskiego. To nie jest dla nas łatwy teren. Zabrakło też szczęścia, bo Jack Holder przewrócił się w pierwszym wyścigu, później wykluczony został Fredrik Lindgren. Te zawody nie ułożyły się po naszej myśli. To jest finał, 30 biegów do odjechania i koniec zabawy.
ZOBACZ WIDEO: „Nie dam sobie tego wmówić”. Stanowcza reakcja Zmarzlika
Wspomniałeś o trudnym terenie. Każdego roku przyjeżdżacie do Torunia po kilka razy, choćby na mecze ligowe oraz Grand Prix, znacie ten tor. Czym was zaskoczył?
Ten tor jest bardzo trudny. Trzeba na nim płynnie jechać, dobrze prowadzić motocykl. Wyścig, w którym Emil Sajfutdinow mnie wyprzedził, dobitnie to pokazuje. Byłem szybki, ale źle obierałem łuki, wybierałem złą ścieżkę i pokonał mnie znajomością toru. Nie łamiemy się. Już raz taką przewagę w finale odrobiliśmy, w meczu ze Stalą Gorzów. Sprawa złota pozostaje otwarta.
Poza Bartoszem Zmarzlikiem próżno było szukać w zespole Motoru drugiego zawodnika, który jechałby przez cały mecz na równym, wysokim poziomie. Zresztą i Zmarzlikowi przydarzyło się jedno zero. To kwestia złych decyzji w parku maszyn?
Tak. To, co pasowało Bartkowi, zupełnie nie pasowało mi. Każdy musiał iść w swoją stronę i szukać optymalnych ustawień. Podkreślam jednak, że zrobiliśmy też dużo jeździeckich błędów na trasie. Pogubiliśmy punkty, źle obieraliśmy ścieżki.
Zdobyłeś 10 punktów, wygrywając jeden bieg. Jak oceniasz swój występ?
Szarpałem, ile mogłem. Tych punktów powinno być więcej, bo straciłem na trasie jeden. Przed ostatnim wyścigiem żałuję, że nie zmieniłem motocykla. Niby w biegu 14. wygrałem, ale jechałem w trzech biegach z rzędu. Temperatura była wysoka, więc motocykle z czasem puchły. Mój sprzęt nie udźwignął ostatniego wyścigu.
Jaki macie plan na najbliższy tydzień? Czy zaplanowaliście jakieś jednostki treningowe? Jak pozbierać się psychicznie po tak wysokiej porażce?
To jest sport, to jest żużel. Nie ma co się zbierać, tylko zacisnąć zęby i podejść do rewanżu. Dwa dni dobrze potrenujemy. Musimy jechać po finał, złoto i marzenia.
Czyli wierzycie nadal w złoto?
Już raz to zrobiliśmy po porażce na wyjeździe. Wspominałem o finale ze Stalą. Gorzowianie byli pewni złota, a my im pokazaliśmy, gdzie jest ich miejsce. Spokojnie, jeździmy w tych finałach dość często. Presja nie jest nam obca. Teraz oczy skierowane są na Apatora. To oni muszą. Będzie im głupio, jeśli przegrają. Powtarzam, oni muszą, my możemy. Sromotnie przegraliśmy pierwszy finał, to jest porażka, ale każdy nadal wierzy w złoto. Już raz to zrobiliśmy. Dlaczego nie możemy drugi raz? Torunianie mają w głowie więcej pytań niż my. To oni się zastanawiają, jak się przygotować do rewanżu, a nie my.
Przygotowanie nie będzie łatwe, bo prognozy wskazują załamanie pogody.
Pogoda jest, jaka jest. Nie mamy na nią wpływu. Będziemy walczyć aż do ostatniego biegu do mety. Po to jeździliśmy cały sezon, by zdobyć złoto, zostawić serce na torze.